piątek, 10 lipca 2015

Prolog

          -To cud, że jeszcze nas stąd nie wywalili… -powiedział Lupin nerwowo zerkając za siebie. Gdy tylko odwrócił głowę z powrotem do reszty Huncwotów Rogacz prychnął wkładając pierwszego skręta do ust.
          -Wyobrażasz sobie jak byłoby tu bez nas nudno?
          -Nie sugeruj takich strasznych rzeczy –odparował z chytrym uśmiechem Syriusz podając kolejną bibułkę Potterowi.
          Siedzieli na brzegu jeziora z idealnym widokiem na Hogwart. Jako kamuflaż służył im brak kamuflażu, ale najwidoczniej jedyną osobą która się tym przejmowała był Remus, który nigdy nie miał tytoniu w ustach i nigdy nie zamierzał, a tym bardziej magicznego tęczowego tytoniu skradzionego wprost z szuflady samego Dumbledore’a... Luniak ściskał w ręce odznakę prefekta, podejrzewał dlaczego ją otrzymał, szczególnie w tym momencie...
          -Myślisz, że prócz wizualnego efektu ma jeszcze jakieś ekhem… Właściwości? -Łapa nie mógł powstrzymać podnieconego uśmiechu.
          -Naćpany Dumbledore? Wyobrażasz to sobie? –Potter prychnął śmiechem i podał Syriuszowi drugiego skręta –Odpalamy –dodał z wyczekiwaniem przyglądając się czubkowi różdżki Blacka uniesionej już w tym celu.
          -Lacarnum Inflamare -mały płomień zajął czubek skręta Jamesa. W jednej chwili Rogacz się zaciągnął, a chwilę później Peter z jękiem zatkał sobie twarz dłońmi.
          -Nie cykaj –zakpił sobie Syriusz naśladując Potter’a -Wszyscy dorośli palą -dodał szybko na bezdechu i zakaszlał ręką odganiając tęczowy dym.
          -Nie wszyscy! –zbulwersował się Luniak zatykając sobie nos i odsuwając się od reszty chłopaków.
          -Nie cykam… Dym szczypie mnie w oczy… -Glizdogon zzieleniał i na czworaka wspiął się na jeden z większych kamieni pochylając się nad taflą jeziora.
          -Phy, nie wszyscy… No pewnie, że nie wszyscy! Tylko wielcy dorośli! Taki, o, Dumbledore! –James przymknął oczy i wyciągnął do góry głowę naśladując zamyślonego dyrektora Hogwartu.
          -Z pewnością od palenia tego świństwa zmądrzejecie -Remus znowu zerknął nerwowo w stronę zamku -Poza tym Dumbledore pali z nabijanej fajki i nie wygląda tak żałośnie jak wy z tymi skrętami.
          -Proszę cię! Wyobrażasz sobie mnie z fajką? -Syriusz uniósł brew i odchylił szczękę udając, że trzyma ją między zębami –Fajki są dla dziadków! Młodzi palą skręty! Dziewczyny na to polecą –pokiwał głową i znowu się zaciągnął.
          -Z pewnością! Patrzcie jaki jestem fajny… -zaczął Lupin parodiując Łapę, James mu przerwał nim wszyscy zdążyli wybuchnąć śmiechem.
          -Daj spokój Luniak, wszystko psujesz –stwierdził gasząc skręta na kamieniu i odkaszlując resztkami tęczowego dymu. Zamlaskał marszcząc się –Niezbyt smaczne i nie czuję żadnych pożądanych skutków ubocznych, może na starość docenię takie wartości smakowe, a na razie nie mam zamiaru dorastać –zmierzwił sobie włosy i wyciągnął z kieszeni fasolki wszystkich smaków.
          -O to właśnie chodzi –wtrącił Syriusz –Dziewczyny będą miały nas za bardziej dojrzałych!
          -Już nie zaczynaj Kudłaty. I gdzie będziesz palił żeby dziewczyny widziały? Zabierzesz je do schowka na miotły? Smród i dym, jakby McGonagall cię przyłapała…

          -Ktoś idzie -mruknął Peter który powoli odzyskiwał swoje kolory. Wszystkie cztery pary oczu zwróciły się w stronę zamku i w grobowej ciszy próbowały odgadnąć kto się zbliża.
          -Dorcas –odpowiedzieli zgodnie, gdy obserwowany obiekt zaczął im energicznie machać. Lupin odetchnął i sięgnął po jedną z fasolek Potter’a –Już zapomniałem jakim błogosławieństwem były wakacje od was…
          -Cześć chłopcy! Pierwszy dzień w Hogwarcie, a słyszałam, James, że zdążyłeś zaliczyć już dywanik u Dumbledore’a –dziewczyna przysiadła przy Remusie –Nie wychodzisz z wprawy. Coś się paliło? –zmarszczyła nos i wyciągnęła z torby cztery równo zwinięte pergaminy –Plany zajęć, jutro zaczynamy Opieką nad magicznymi stworzeniami –Luniak szybko sięgnął po jeden ze zwojów, rozwinął go i zachłannie pochłonął zawartość.
          -Wolałbym harmonogram meczów Quidditcha –Potter bez rozwijania schował plan do kieszeni i sięgnął po kolejną fasolkę, tym razem pomarańczową, w końcu coś jadalnego- Ślizgoni stracili pół drużyny -stwierdził unosząc lewy kąt ust w uśmiechu.
          -Było tylko dwóch siódmoklasistów –Lupin spojrzał podejrzliwie na przyjaciela.
          -W tym szukający! Szukający to pół drużyny!
          -Och no tak, jak mogłem o tym zapomnieć…
          -Kogo by nie znaleźli i tak z nami nie wygrają -
Syriusz przybił żółwika z James’em.

          -A ja?! –błagalnie wyciągnięta pięść Dorcas czekała na swoją kolej –Też jestem w drużynie! –oburzyła się –No! –uśmiech powrócił na jej twarz, a ręka po przybiciu żółwi z chłopakami sięgnęła po fasolkę Bertiego Botta –Fu! Kocia sierść! –zamlaskała i wystawiła język –Mamf ą f utach?
Peter zmarszczył się analizując sytuację.
          -Tylko rozpuszczający się cukierek. Szybko łykaj.
          -Będzie mi się odbijać kłaczkami… -
z oczu prawie popłynęły jej łzy –Muszę to zapić… Chodźmy na kolację.
          -Chyba będzie padać –
dodała wstając i otrzepując szatę. Nad Zakazanym Lasem rzeczywiście zbierały się chmury.

          -Taka pora dnia, wieczór idzie –błysnął Potter –i kolacja. Też zgłodniałem –odkaszlnął a z ust zamajaczyło mu coś tęczowego. Dorcas zmarszczyła brwi i uniosła w zdziwieniu wargę.
          -Fasolki z zeszłego roku? Lepiej je wywal…
* * *
          Okazało się, że oboje mieli rację. Bardzo szybko mrok opanował bezgwieździste dziś niebo. Ciężkie chmury rozsnuły się nad Hogwartem, a gdy piątka Gryfonów przekroczyła próg wrót do Wielkiej Sali na szybach pojawiły się pierwsze krople.
          Stoły były już zastawione, bez żadnych spektakularnych sztuczek jakie sprezentował pierwszoklasistom Dumbledore przy ich pierwszym obiedzie w Hogwarcie. Większa część ławek była już zajęta, w Sali panował ogólny gwar przerywany to większymi salwami śmiechu gdy któryś z popisujących się przed nowymi uczniami duchów zrobił coś głupiego.
          James natychmiast sięgnął po sporą porcję naleśników z czekoladą, truskawkami i bitą śmietaną. Utkwił swoje spojrzenie w siedzącej naprzeciwko Lily Evans i po kilku kęsach bezowocnego gapienia się w nią jak w kość i mlaskania mającego zwrócić na niego jej uwagę, odchrząknął.
          Prorok codzienny za którym Ruda skutecznie się ukrywała opadł z trzaskiem na stół ukazując jej piorunujące spojrzenie skierowane w nikogo innego jak w Potter’a. Syriusz parsknął śmiechem, a Glizdogon prawie utopił się w swojej misce owsianki.
          -Jakiś ciekawy artykuł? –spytał niewinnie Rogacz i zatkał sobie usta kolejnym kęsem naleśników.
          -Niestety nic co przykułoby twoją uwagę, jeszcze nie piszą artykułów o jakże ważnej osobistości jaką jest James Potter –odpowiedziała nad wyraz spokojnie i powróciła do czytania Proroka.
          -Dobrze mówisz: jeszcze –odgryzł się z triumfalnym uśmiechem. Chyba nic nie dawało mu tyle radości co droczenie się z Evans, nawet wieszanie Smarkeusa za gacie przed wejściem do damskiej toalety.
          -Och! Jednak jest! –zdumiała się Lili unosząc wysoko brwi ze zdziwienia –James Potter ‘nijaki’ uczeń Hogwartu został obiektem westchnień wszystkich dziewczyn w szkole, i nie tylko… dziewczyn –puściła mu oczko –Swoją upapraną twarzą w czekoladzie i bitej śmietanie oraz mlaskaniem na całą Wielką Salę podbił wszystkie serca, do tego stopnia, że dziewczyny z domu Slytherina rozbiły obóz przed obrazem Grubej Damy by nie opuszczać Pottera nawet na krok.
           -Zawsze doceniałem twoje poczucie humoru Lily –
odparł James wycierając się zapobiegawczo chusteczką.

           -James –zadźwięczało nad głową Pottera. Śmiechy całej paczki ustały gdy nad Rogaczem nie wiadomo skąd pojawił się Dumbledore –Truskawki w tym roku są wyjątkowo słodkie, prawda? Jak tam naleśniki, wyborne? –nie czekając na odpowiedź dodał –Remusie, mogę cię prosić na słówko?
          -Eee… Oczywiście panie dyrektorze –
Luniak zerwał się na równe nogi i podążył za oddalającym się już Dumbledorem.

          -Och! Byłbym zapomniał! –Albus odwrócił się z powrotem i podszedł do reszty Huncwotów –James, chyba chciałeś mi coś oddać.
          Wyciągnięta dłoń dyrektora prawie dotykała nosa Pottera. Rogacz niepewnie sięgnął do kieszeni i wyciągnął skradziony woreczek delikatnie odkładając go na wyznaczone mu miejsce.
          -Jeszcze kiedyś o tym porozmawiamy. Tymczasem, życzę wszystkim smacznego –Dumbledore uśmiechnął się szeroko, odwrócił się na pięcie i już po chwili zniknął za drzwiami wraz z Lupinem.
          -Jesteś beznadziejny… -odparła Lily odsuwając niedojedzoną kolację i wstając od stołu.
          -No to się zaczęło... -mruknął James i wrócił do swoich naleśników.

1 komentarz: