sobota, 8 sierpnia 2015

2 Rozdział 'Błękity, Smarki, Wilkołak i Śmierciożercy'

          Prorok Niecodzienny był gazetką szkolną która na początku miała naśladować znanego wszystkim czarodziejom Proroka Codziennego. Miały pojawiać się w nim wszystkie ważne informacje z życia szkoły, skrzętne notki z zakresu 'bycia dobrym czarodziejem' i poważne artykuły kształcące. Może i tak było na początku, ale oddając tak potężną moc jaką była publikacja materiałów które trafiały do wszystkich uczniów Hogwatru, w ręce nikogo innego jak ich samych, nie trzeba było długo czekać aż gazetka zmieni swój charakter. Redakcja szybko edytowała tematykę większości kolumn tłumacząc się niską czytelnością wśród młodych czarodziejów i już po kilku wydaniach śmiertelnie poważny Prorok Niecodzienny stał się jednym wielkim kociołkiem plotkarskim chętnie czytanym przez wszystkich uczniów. Może i grono pedagogiczne zareagowałoby na tą burzącą przemianę, gdyby nie fakt, że nawet wśród niego wzrosła czytelność, ba, sam Dumbledore potajemnie zamówił prenumeratę, a nawet nie wiedzieć skąd gazetka pojawiała się również regularnie w chatce Hagrida.
          Dlaczego Niecodzienny? Najważniejszym powodem nadania tej nazwy był nie tyle fakt, że treść rzeczywiście była niecodzienna i często nie miała za grosz nic wspólnego z prawdą, ale najzwyczajniej gazetka nie ukazywała się codziennie. Właściwie to nigdy nie było wiadomo kiedy pojawi się kolejny numer. Czasami publikowano ją raz na tydzień, czasami raz na miesiąc, zdarzało się że kolejne numery pojawiały się codziennie przez tydzień, a raz nawet redakcja milczała przez pół roku by w końcu wydać proroka grubszego od podręcznika do historii magii.
          Tak więc Prorok Niecodzienny żył sobie własnym życiem i jak już to stało się tradycją: każdy wydany numer wprowadzał w mury Hogwartu wielkie zamieszanie i stawał się powodem do tworzenia się kolejnych plotek dzięki którym gazetka trwała dalej.
          Gdy dzięki artykułowi w Proroku okazało się jasne, że bure, wredne kocisko które udaje wielkiego dyrektora porządku w Hogwarcie nie jest jakimś niewydarzonym kotem któregoś z pierwszoroczniaków, ale nowym nabytkiem samego woźnego Filcha, zaczęła się wielka fala dowcipów z ofiarą główną panią Norris i ofiarą poboczną panem Argusem.
          Ktoś do karmy dosypał jej pieprznych diabełków, a że kotka była mała i zjadła ich dość sporo, przez całe dwa dni chodziła dymiąc z nosa i uszu. Zamiast miauczeć również ziała dymem, a co poniektórzy twierdza, że podczas toalety podpaliła kuwetę. Jednak nie nauczyło ją to sprawdzania tego co je i kilka dni później zjadła podłożone przepyszne paszteciki, które jak się później okazało nafaszerowane były musami- świstusami. Biedna pani Norris lewitowała pod samym sufitem po całym zamku, a Filch ganiał za nią z wielką siatką na motyle próbując ją złapać. Od tamtej pory woźny próbował i badał wszystko co trafiało do miski jego kotki.
          Pewnej nocy ktoś podmienił pani Norris żwirek w kuwecie. Żwirek jak żwirek, wszystko wydawało się ok, tylko dlaczego był niebieski? Kocicy jednak to nie przeszkadzało, może lubiła niebieski, może pomyślała, że jej pan zatroszczył się o jej ekskluzywna toaletę? W tym bądź razie weszła do kuwety bez żadnych obaw, gdy nagle żwirek się rozpuścił, a pani Norris siedziała całym tyłkiem w farbie. Nie zdążyła się nawet zdziwić, gdy nagle usłyszała szczekanie i zza rogu wyłonił się wielki, czarny pies goniący z wywalonym jęzorem w jej stronę. Z wrzaskiem zaczęła uciekać zostawiając za sobą niebieski trop. Filch wyrwany ze snu pognał za nią w swojej nocnej koszuli i jednym bamboszu- co wywołało salwę śmiechu wśród obrazów- która natomiast obudziła cały zamek. Gdy wśród zgiełku pojawił się dyrektor przecierając zaspane oczy, spotkał już tylko woźnego trzymającego swoją niebieską kotkę i oczywiście całe korytarze upaprane w niebieskiej farbie. Psa ani śladu.
          Gdy następnego dnia Filch siedział na kolanach czyszcząc wyjątkowo ciężko zmywalną farbę z podłóg Hogwartu i nie był nawet w połowie, a już zaczynało się ściemniać, przyszedł do niego rozbawiony Dumbledore.
          -Witaj Argusię, widzę, że opieka nad kotką to nie lada wyzwanie, powinieneś nauczyć ją większej dyscypliny -to mówiąc spojrzał na panią Norris która próbowała się domyć ale zamiast tego roztarła farbę po całym futrze, nie mówiąc już o tym, że miała cały niebieski język i zęby.
          -Ależ panie dyrektorze, to nie jej wina! Ktoś nalał jej farby do kuwety, jestem pewny, że to ci huncwoci -zgrzytał zębami przy każdym słowie, ze ściskanej namiętnie w ręce ścierki ciekła niebieska woda -To ich trzeba nauczyć dyscypliny, gdybyśmy wrócili do dawnych metod karania uczniów...
          -Drogi Argusie, uczniom nie wolno chodzić w nocy po zamku, twierdzisz, że to oni wrzucili panią Norris do kuwety z farbą i kazali jej biegać po Hogwarcie? Z pewnością ktoś by ich zobaczył gdyby ją ganiali.
          -Nie! To wielki, czarny pies ją ganiał, sam widziałem! Pewnie oni go poszczuli!
          -Och, Argusie, Argusie... Czarny pies u nas? To niemożliwe, wiedziałbym o tym -powiedział ze spokojem wkładając do ust kolejnego cytrynowego dropsa -Dla twojego spokoju poproszę o przeszukanie dormitoriów, ale wydaje mi się że twoja wyobraźnia płata ci nocą figle. Małe kotki są zabawne, wyrośnie z tego, nie musisz szukać dla niej usprawiedliwienia -to uśmiechnął się szeroko i ruszył dalej.
          Żadnego psa oczywiście nie odnaleziono, a sprawa po tygodniowym czyszczeniu zamku powoli ucichła. Tylko Filch toczył ślinę na wszystko co niebieskie, a huncwoci jakoś bardzo ukochali ten kolor starając się zawsze mieć coś w nim przy sobie.
* * *
          Wszystkie te dowcipy i brak jakichkolwiek sprostowań w sprawie rodziny Lamora ze strony Proroka Codziennego sprawiły, że huncwoci powoli o tym zapomnieli tłumacząc sobie, że widocznie musiał to być zwykły wypadek, a ktoś szukając sensacji początkowo oskarżył o to Voldemorta. Poza tym, mięli teraz większy problem. Zbliżała się pierwsza pełnia tego roku i jak za każdym razem Remus stawał się przed nią strasznie nerwowy i nieswój. Tym razem depresja przedpełniowa dopadła go w podwójnej sile. W trakcie wakacji rozniosły się plotki, że we Wrzeszczącej Chacie wraz ze swoim panem Voldemoretem, urzędują Śmierciożercy. Pierwszego dnia szkoły, w trakcie kolacji Dumbledore poprosił Remusa do siebie na parę słów i zapewnił, że są to czcze wymysły, sam sprawdził Chatę kilkukrotnie i z pewnością nikt się tam nie kręci, a plotki pozostawił, wręcz nawet podsycił, by dodatkowo chroniły Wrzeszczącą Chatę przed ciekawskimi. Mimo tych zapewnień Luniak wcale nie czuł się spokojniejszy.
          Zmierzali właśnie do chatki Hagrida by jakkolwiek odciągnąć myśli Remusa od pełni, gdy nagle drzwi się otworzyły, a ze środka wyszedł nikt inny a Severus Snape.
          -No nie wierzę -burknął James pewnym krokiem zmierzając w jego stronę. Ślizgon widząc ich zawahał się przez chwilę, jednak przycisnął książkę o smokach do piersi i udając, że wcale ich nie zauważył ruszył do zamku,
          -Hola, hola... -zaczepił go Potter zerkając na okładkę podręcznika Smarka -Korki u Hagrida? Ty? Naprawdę? -cała czwórka wybuchnęła śmiechem -Nagle stałeś się wielkim fanem smoków? Od kiedy?
          -Od kiedy nadarzyła się okazja by cię wkurzyć, Potter -warknął wypowiadając nazwisko James'a jakby było to jakieś obrzydliwe przekleństwo.
          -Myślisz, że uda ci się zająć wszystkie pięć miejsc u Kettleburn'a? -prychnął Łapa dobywając różdżki, zaraz za nim sięgnął po nią Rogacz.
          -By się na nią dostać trzeba się uczyć, w waszym gronie może jedna osoba wie co to znaczy -zerknął na Remusa jakby czekał na jakieś wsparcie z jego strony.
          -Grabisz sobie, Sevciu -rzucił James -Nikt nie uwierzy w twoją nagłą miłość do smoków, widzisz w nich tylko składniki na eliksiry. A jednak, by dostać się na tę listę potrzeba czegoś więcej niż suchej wiedzy i chęci zemsty na wrogu -uniósł różdżkę.
          -Zostawcie go! -z chatki wybiegła Lily, również trzymała jakąś książkę o smokach, inną niż Severus. Zaraz za nią pojawił się Hagrid, Potter opuścił rękę.
          -Uratowała cię twoja dziewczyna -zaśmiał się Black. James wcale się nie śmiał, akurat ta plotka z Proroka Niecodziennego wcale go nie śmieszyła. Nienawidził Smarka, a Lily była jego przyjaciółką, już wystarczająco męcząca była akceptacja jej kolegowania się z tym niewydarzonym ślizgonem. Snape za to uśmiechnął się pod nosem z żartu Syriusza, był chyba jedyną osobą której ta plotka w pełni się podobała.
          -Nie jesteśmy parą! -wybuchnęła Ruda rumieniąc się przy tym lekko zawstydzona, co można było zrozumieć trochę opatrzenie jakby rzeczywiście miało ich coś łączyć. Severus był jej przyjacielem jeszcze z czasów przed Hogwartem, ale żeby zaraz rozsiewać plotki, że są parą... Wcale nie spędzili całych wakacji razem, owszem, spotykali się dość często, ale na Merlina, przecież mieszkali tak blisko siebie!
          -Remus! Nie bez powodu Dumbledore wybrał cię na prefekta, jak możesz dalej im na to pozwalać?
          -Na chochliki kornwalijskie, dajcie że już spokój! -Hagrid stanął pomiędzy huncwotami, a Lily z Severusem. Wyglądał na wycieńczonego, korepetycje ze smoków musiały mu dać popalić -Nie grozić mi tu sobie różdżkami i... i... Rozejść się, o! Już, już, natychmiast! Chłopcy do mnie, a wy do zamku! -machał rękoma jakby zaganiał kury. Naburmuszona Evans ruszyła z ciągnącym się za nią Snape'm w stronę Hogwartu, a huncwoci poszli do chatki Hagrida.
          -Wyjątkowo ten ślizgon dociekliwy -odparł Hagrid ocierając sobie pot z czoła chusteczką w kropki gdy zamykał już drzwi do swojej chatki -Siadajcie, siadajcie, zrobię wam piwa kremowego, w ostatnim wydaniu Proroka Niecodziennego był taki świetny przepis...
          -Nie zapomnij o podwójnej dawce whisky -dodał James zerkając przez okno na oddalającą się parę.
* * *
          Siedzieli u Hagrida do wieczora, głównie słuchając jego narzekań ile to pracy dołożył mu w tym semestrze Kettleburn i zapewnień, że oczywiście gdyby tylko chcieli udzieli im korepetycji bez kolejki. Gdy zrobiło się już wystarczająco późno pognali z powrotem do zamku, na samym przodzie biegł Lupin, był zestresowany i podenerwowany do granic możliwości. Nawet piwo kremowe mu nie pomogło, tej nocy miała być pełnia, a Lily swoim prefekciarskim wywodem wcale mu nie pomogła.
         Do Wrzeszczącej Chaty udali się nieco wcześniej niż zwykle. Mimo zapewnień Dumbledore'a sprawdzili w niej każdy kąt nim odważyli się zdjąć pelerynę niewidkę Potter'a pod którą ledwo co wszyscy się zmieścili. Lat im przybywało, a wraz z nimi centymetrów, szczególnie w te wakacje strasznie wyrośli, no może prócz Petera.
          Na zewnątrz znowu zaczął siąpić zimny deszcz który z czasem przemienił się w straszną ulewę. Padało całą noc a wichry targały Chatą na wszystkie strony przez co trzeszczała z podwójną siłą.
          Najpierw usłyszeli donośny trzask na poddaszu. Myśleli, że to po prostu przez napór wiatru coś strzeliło, jednak zaraz później wnętrze Chaty przeszył donośny kobiecy śmiech. Luniak który już zdążył się uspokoić wśród swoich zwierzęcych przyjaciół zaczął warczeć i szarpać się.
          James gorączkowo rozejrzał się, w rogu pomieszczenia gdzie byli było coś na wzór magazynku. Remus coraz bardziej wariował, a Łapa już nie dawał rady go utrzymać. Peter oczywiście czmychnął pod łóżko i zostawił ich samym. Rogacz ruszył na pomoc Syriuszowi i wskazał mu drzwi w rogu pokoju. Wspólnymi siłami zaciągnęli tam wilkołaka, ale w tym czasie zdążył się on już porządnie rozwścieczyć. Z góry dobiegały ich niepokojące głosy, lada moment ich usłyszą i będzie po nich... Gdy zatrzasnęli drzwi Potter z Blackiem wrócili do ludzkiej formy.
          -Peter, ty tchórzu! Wyłaź stamtąd! -warknął szeptem James i podbiegł do schodów. Przez szum deszczu i trzeszczenie Chaty nie było możliwe zrozumienie słów, ale na górze z pewnością były co najmniej dwie osoby: kobieta i mężczyzna.
          -Glizdek, szoruj na górę -rzucił Łapa.
          -Co?!
          -Jesteś szczurem! Nawet cię nie zauważą!
          Peter jęknął. Serce waliło mu jak młotem, ale posłusznie z powrotem zamienił się w szczura i powoli wspiął się na górę. Za każdym pokonanym schodkiem miał ochotę zawrócić a jednak szedł dalej. Długo pracował na uznanie Syriusza i Jamesa, czuł że od nich odstawał, tylko dzięki Remusowi należał do grupy huncwotów, nie mógł ich teraz zawieść.
          -Słyszysz to? -na szczycie schodów stała wysoka ciemno włosa kobieta. Ubrana była w długą czarną szatę, na wskroś przemokniętą od deszczu, mimo to jej nie zdejmowała.
Może zatrzymali się tu tylko na chwilkę i zaraz sobie stąd polecą... -miał wielką nadzieję Glizdogon.
          -Podobno tu straszy -zaśmiał się mężczyzna, Na szczęście nie było nikogo więcej. Również był wysoki i bardzo szczupły. Głowę osłaniał mu kaptur czarnej skórzanej kurtki -Powinniśmy teleportować się dalej, Czarny Pan nie będzie zadowolony jak się spóźnimy -dodał poważniejszym tonem.
Tak, tak, lećcie, już was tu nie ma... -błagał w myślach Peter.
          -Ci... Świstoklik nie zając, nie ucieknie -zachichotała i zaczęła schodzić po schodach. Glizdogon natychmiast czmychnął na dół.
          James właśnie zastawiał drzwi, za którymi ukrywał się Remus, szafą. Wilkołak warczał i tłukł się próbując się wydostać.
          -Jest źle! Idą tu! Oni... Oni... Śmierciożercy! Zaraz tu będą!
          Szafa zatrzęsła się groźnie. To była kwestia czasu nim Lupin się wydostanie. James zaklął targając sobie włosy i chodząc w kółko próbując coś wymyślić.
          -Mamy dodatkowy problem, zalało przejście pod Bijącą Wierzbą -dodał Syriusz wbiegając do pokoju. Rogacz zaklął jeszcze raz.
          -Zróbmy tak -powiedział w końcu -Łapa, zamieniasz się w psa, bierzesz szczura na plecy i biegiem lecicie przez Hogsmeade do Hogwartu. Powiadomcie Dumbledore'a.
          -Nie ma mowy, nie zostawię was -zaprzeczyła Black, ale spojrzenie Pottera była stanowcze.
          -Masz jakiś lepszy pomysł? -warknął a w tym samym momencie szafa łupnęła głośno, drzwi za którymi ukryli wilkołaka wyleciały razem z zawiasami rozszarpane przez ostre pazury Luniaka -Już! -krzyknął James. Syriusz chwycił oniemiałego Petera i w biegu zamienił się w psa gnając do Hogwartu. Huk zwabił również innych pseudo lokatorów Wrzeszczącej Chaty, po schodach biegła dwójka przybyszów.
          Rozwścieczony wilkołak rzucił się na Potter'a. James nie miał serca zrobić krzywdy swojemu przyjacielowi, ale Remus nie miał takich hamulców. Zamachnął się pazurami rozcinając bluzę Pottera na ramieniu, a dodatkowo biegła na nich para Śmierciożerców. Rogacz pewnie zginąłby pierwszy, kolejny byłby Luniak.
          -Przepraszam... -szepnął James łapiąc belkę z rozwalonych drzwi, zamachnął się porządnie i przygrzmocił Remusowi w głowę. Ciało wilkołaka z głuchym warknięciem osunęło się na podłogę. Potter dla pewności rzucił zaklęcie drętwoty i przykrył je peleryną niewidką. Sam schował się czym prędzej za drzwiami na korytarz. Zrobił to w ostatniej chwili. Para Śmierciożerców wtargnęła do pokoju z różdżkami ściskanymi w rękach.
           -Co u licha -warknęła kobieta. Przed chwilą było słychać definitywne odgłosy walki, pokój wyglądał jak po wielkiej demolce, jednak wewnątrz nikogo nie było.
           -Mówiłem ci, że to nawiedzone miejsce! -mężczyzna był wyraźnie zdenerwowany. James był pewny, że już kiedyś słyszał głos tej kobiety, wyjrzał powoli zza drzwi i nie wierzył własnym oczom. Była to Yvonne Goldsting. Również mieszkała w Dolinie Godryka, jej rodzice przyjaźnili się z rodzicami James'a, byli w podobnym wieku, jednak Rogacz już nie trzymał się tak z Yvonne, była od niego sporo starsza. Jego rodzice doczekali się syna w dość późnym wieku.
          Nie mógł uwierzyć, że stoi ona po stronie Voldemorta, wydawało mu się to sprzeczne ze wszystkim co o niej myślał.
          -Nawiedzone? Co ty bredzisz! I samo się demoluje?
          -Lećmy już, za długo tu siedzimy -warknął mężczyzna -Powinniśmy być już na miejscu, Czarny Pan nie słynie z cierpliwości -kopnął belkę z drzwi którą przed chwilą James zdzielił Luniaka -Nic tu nie ma, przeklęta Wrzeszcząca Chata, plotki powstały nie bez powodu -splunął.
          -Czarny Pan nie będzie na mnie wściekły. Od kiedy uczestniczyłam w ataku na Lamorę ma do mnie dużo zaufania i szacunku -powiedziała z wyższością, schowała różdżkę i jeszcze raz pobieżnie rozejrzała się dookoła.
          -Nie wykorzystuj tego, jest nieprzewidywalny, czujesz się zbyt pewnie -mężczyzna znowu splunął odwracając wzrok od kobiety.
          -Och, zazdrościsz, że nie wziął cię do Lamory -prychnęła śmiechem i nagle zamilkła coś spostrzegając. Kilka kropel krwi na podłodze. James zamarł, zerknął na swoje ramie. Nawet nie czuł bólu, był zbyt przejęty tym co się działo. Krew musiała bryznąć gdy uderzał Luniaka, jeżeli będzie chciała się jej przyjrzeć... Wilkołak leżał jej na drodze, a Yvonne wyciągając różdżkę zaczęła iść w stronę krwi by sprawdzić, czy to co widzi to na pewno to o czym pomyślała. Jeszcze cztery kroki, trzy, dwa...
          -Expelliarmus! -krzyknął James nagle wyskakując zza drzwi. Rzucił się ku schodom.
          -Bierz go! -warknęła kobieta szukając wzrokiem wytrąconej różdżki. Po chwili obydwoje biegli już za Potterem rzucając po całej Wrzeszczącej Chacie zaklęciami.
          Rogacz chcąc odciągnąć ich jak najdalej od Remusa pobiegł na poddasze. Gdy tylko udało mu się tam dostać nagle pojawił się Dumbledore.
          -Za mnie! -krzyknął, a James niewiele myśląc zrobił co mu kazano. Był wycieńczony po walce na schodach, nawet nie wiedział jakimi zaklęciami rzucał i czy sam na pewno nie oberwał.
          Yvonne zatrzymała się u szczytu schodów. Rogacz był pewny, że wystraszyła się dyrektora, jednak szybko na twarz przywołała chytry uśmiech. Rozejrzał się dookoła, nie widział nigdzie mioteł, jak się tu znaleźli? Po co się teleportowali do Wrzeszczącej Chaty?
          -Witaj Albusie, kopę lat -powiedziała przymilnym głosem, za nią pojawił się jej towarzysz -James, rodzice raczej nie będą zadowoleni z wiadomości, że pałętasz się w nocy po Wrzeszczącej Chacie -dodała.
          -Czego tu szukasz, Yvonne -rzekł groźnym tonem Dumbledore -I jakim prawem atakujesz bezbronnego chłopca?
          -Bezbronnego? Pierwszy mnie zaatakował, ja się tylko broniłam -odparła nie zdejmując z twarzy maski uśmiechu. Ścisnęła rękę mężczyzny w kapturze i bez ostrzeżenia zniknęła teleportując się z nim, z pewnością z dala od Wrzeszczącej Chaty.
          -Na dole, pod peleryną niewidką -dodał niepytany James.

4 komentarze:

  1. Nie wiem ile masz lat, ani ile zajęło Ci pisanie tego (to też ważne), ale rozdział jest naprawdę bardzo dobry.
    Jedynie gdybyś zaczęła stosować przed dialogami akapity, to wydaję mi się, że tekst byłby czytelniejszy. Ale to tylko moje marudzenie.
    Naprawdę bardzo dobrze piszesz, więc czekam na ciąg dalszy. Szczególnie, że cały ten pomysł z Prorokiem Niecodziennym jest naprawdę świetny!

    Miłego życia życzę!
    red-flour.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No już trochę lat mam, jak to się teraz ładnie mówi- jestem osiemnastką z czteroletnim doświadczeniem ;P Ciężko mi określić jak długo pisałam akurat ten rozdział, ale jak już mam jakiś pomysł idzie mi to dość sprawnie, zdecydowanie więcej czasu spędzam na układaniu tego w głowie w trakcie codziennych czynności ;P
      Dziękuję za dobre słowa, aż chce się tworzyć ;)

      Usuń
  2. Najbardziej podoba mi się pomysł Proroka Niecodziennego. Tego typu rzeczy można czytać i czytać. Akcja rozwija się dość szybko. Już myślałam, że wpleciesz tu motyw wspomniany w Więźniu Azkabanu, o Severusie, który próbuje dociec, gdzie znikają Huncwoci i gorzko tego później żałuje, ale miło się zaskoczyłam. Jest nawiązanie do początków Voldemorta, a mnie zawsze ciekawiły TE czasy.
    Podoba mi się. Czekam na więcej i pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za miłe słowa ;) Problem Severusa śledzącego huncwotów również się pojawi, ale na to trzeba będzie jeszcze trochę poczekać, przynajmniej do czasu aż Mapa Huncwotów zostanie ukończona ;)
      Jeszcze raz dziękuję i również pozdrawiam ;)

      Usuń