niedziela, 23 sierpnia 2015

3 Rozdział 'Posępna Wiadomość'

          Po szkole rozniosła się plotka, że rzekomy pies który ganiał panią Norris rzeczywiście istniał i ukrywał się gdzieś w lochach, a huncwoci by zadośćuczynić kotce kawały jakie jej wywinęli w ostatnim czasie, postanowili go schwytać. W trakcie tej wspaniałomyślnej i jakże bohaterskiej akcji pies zaatakował Remusa i Jamesa, ale w końcu udało się go złapać i bezpiecznie przenieść do schroniska.
          -Do twarzy ci z tym guzem -Potter siedział w skrzydle szpitalnym u Luniaka na łóżku i opychał się czekoladowymi żabami które dostali od samego Filcha w podzięce za uratowanie jego kotki od dręczyciela. Na początku trochę się obawiali, czy nie będą czymś nafaszerowane, ale ostatecznie okazały się całkowicie bezpieczne. Woźny nie był zbyt uradowany zaistniałą sytuacją, nie wierzył nikomu w ani jedno słowo, ale do tego gestu namówił go, a może lepszym określeniem byłoby zmusił, sam Dumbledore, który jako pierwszy odwiedził chłopaków w skrzydle gdy tylko obudził się Lupin. Przyprowadził ze sobą również Syriusza i Petera, którzy po całej akcji nie mogąc zasnąć siedzieli na korytarzu i czekali aż pani Pomfrey zgodzi się ich wpuścić do reszty huncwotów.
          -Nie mam pojęcia co wam przyszło do głowy, żeby towarzyszyć Remusowi podczas pełni -powiedział zdenerwowany dyrektor -To było bardzo nieodpowiedzialne i niebezpieczne. James, wyobrażasz sobie co by było gdyby nie pazury, a zęby wilkołaka rozcięły ci ramię? -Rogacz opuścił głowę nie mogąc znieść spojrzenia Dumbledore'a -Spodziewałem się po was odrobiny więcej rozsądku w kwestii tajemnicy Lupina.
          -To przez te plotki o śmierciożercach. Chcieliśmy przypilnować Luniaka, trzymaliśmy się na dystans, pod peleryną niewidką -bełkotał James. Prócz rannego ramienia nabawił się jedynie kilku draśnięć i siniaków, Poppy opatrzyła go uważnie stosując kilka zaklęć i eliksirów przez co wyglądał teraz jakby zdrowo napił się ognistej whisky.
          Dumbledore usiadł na wolnym łóżku i sięgnął do kieszeni po cytrynowego dropsa, gdy go rozgryzł uśmiechnął się smutno.
          -Gdyby nie te wasze nierozsądne pomysły, sprawy mogłyby się potoczyć dużo gorzej i z pewnością nie dowiedzielibyśmy się kilku ważnych rzeczy -stwierdził marszcząc brwi. Był wyraźnie zatroskany. Po chwili milczenia uniósł palec wskazujący do góry -Definitywnie zakazuję wam powtarzania tej akcji, zabezpieczyłem Wrzeszczącą Chatę zaklęciami i z pewnością nikt nie dostanie się do niej drogą inną niż poprzez tunel pod Bijącą Wierzbą. Za złamanie szkolnych przepisów i narażenie się na straszliwe niebezpieczeństwo odejmuję Gryffindorowi dwadzieścia punktów -przystanął wkładając do ust kolejnego dropsa. Remus sapnął zakrywając głowę poduszką, jaki z niego prefekt, skoro przyczynił się do straty punktów? James natomiast przekrzywił tylko głowę wpatrując się w Dumbledore'a i zastanawiając się czy dyrektor przez te ilości cukierków nie nabawił się aby cukrzycy -Jednakże zważając na zaistniałe okoliczności, wielką odwagę, trzeźwość umysłów i pokazanie na czym polega prawdziwa przyjaźń, chociaż czasami trochę ona boli - kontynuował Albus wskazując na guza Luniaka -Przyznaję mu pięćdziesiąt punktów -uśmiechnął się szeroko -Jestem też wam winny pewne wyjaśnienia. Znaleźliśmy we Wrzeszczącej Chacie dość nietypowy świstoklik. Gdy go tylko zdemaskowaliśmy, uległ autodestrukcji, więc nie udzielił on nam zbyt wielu informacji. Wybacz Remusie, powinienem go znaleźć wcześniej, naraziłem cie na niebezpieczeństwo.
          -Och... Nic się nie stało... -odparł zmieszany Luniak. Twarz cała mu poczerwieniała -A... A gdzie on mógł prowadzić? -spytał starając się odbiec od tematu. Nie chciał by Dumbledore o cokolwiek się obwiniał, Remus zawdzięczał mu wszystko, gdyby nie on, pewnie nigdy nie mógłby kształcić się w Hogwarcie. Było pewne, że Albus nie ochroni go przed wszystkim i nie mógł od niego tego wymagać.
          -Och kto to wie? Może do domu Yvonne? Albo do Miodowego Królestwa? -odparł śmiejąc się pod nosem, ale Remus był pewny, że dyrektor nie mówi im tego co wie -Chciałbym, żebyście wiedzieli, że nie musicie się już przejmować tą sprawą, Wrzeszcząca Chata jest bezpieczna, przekazałem sprawę w dobre ręce, a wy wracajcie do zdrowia i rozrabiania -znowu się uśmiechnął i ruszył z zamiarem opuszczenia skrzydła szpitalnego.
          -Panie dyrektorze -rzucił James -Co z Yvonne? -Potter przemilczał, że usłyszał jak kobieta przechwalała się udziałem w morderstwie rodziny Lamora. Dyrektor z McGonagal przyczynili się do ukrycia informacji o odpowiedzialności Voldemorta za śmierć tych czarodziejów, korciło go by powiedzieć, że wie o wszystkim, ale obawiał się, że gdy tylko Dumbledore dowie się o uczestnictwie Yvonne w zamachu, zatuszuje również i tę informację. Przez to wszystko co się ostatnio działo nie był do końca pewny swojego zaufania dyrektorowi. Stwierdził, że lepiej będzie, jak to o czym się dowiedział przekaże swojemu ojcu który jest aurorem, on z pewnością będzie wiedział co zrobić.
          -Jak już mówiłem, cała sprawa została przekazana w dobre ręce, musicie pamiętać, że dalej chcemy by tajemnica Remusa pozostała tajemnicą -odparł wymijająco i uśmiechnął się smutno tym razem już opuszczając skrzydło szpitalne.
          Pani Pomfrey wygoniła również Syriusza i Petera, był już ranek i jeżeli chcieli chociaż trochę przespać się przed zajęciami musieli iść. Remus i James mięli więcej szczęścia, pielęgniarka stwierdziła, że muszą zostać w skrzydle co najmniej do południa.
* * *
          Potter rozpakował kolejną żabę. Zarżała jak koń i skoczyła za łóżko. Nie było w tym nic dziwnego. Filch poszedł po taniości i kupił im żaby od puchona który rozprowadzał jakąś trefną produkcję po Hogwarcie przy drzwiach do biblioteki. Rogacz tylko rzucił za konio-żabą strapione spojrzenie i nie przejmując się nią ani trochę podszedł do okna gdzie usiadł na parapecie. Miał straszną ochotę już się stąd ewakuować, ale w skrzydle szpitalnym trzymała go jedna mała rzecz. Przed południem miała odbyć się jeszcze jedna lekcja -historia magii -przedmiot którego Potter nienawidził i zdecydowanie zrobiłby wszystko by na nim nie być, chociażby miało to oznaczać siedzenie w tym strasznym, depresyjnym miejscu jakim było skrzydło szpitalne.
          -Dumbledore stwierdził, że dzięki naszym nierozsądnym pomysłom dowiedział się kilku ważnych rzeczy, a co nam powiedział? Tylko tyle, że we Wrzeszczącej Chacie ukryty był świstoklik -Remus myślał głośno masując sobie wielkiego guza na głowie -Myślisz, że wiedzą gdzie prowadził?
          -Nie wiem czy oni wiedzą, my wiemy. Do Sam-Wiesz-Kogo -odparł dobitnie James -A Yvonne jest śmierciożercą i uczestniczyła w morderstwie rodziny Lamora.
          -Powinniśmy mu wszystko powiedzieć...
          -Tak samo jak on nam wszystko mówi? 'Cała sprawa jest w dobrych rękach i lepiej się w to nie pakujcie bo wyczyszczę wam pamięć faszerując was podrobionymi cytrynowymi dropsami' -Rogacz sparodiował dyrektora i westchnął. Za oknem dostrzegł Lily biegnącą wraz z Severusem, nad głowami trzymali książki które miały ich osłonić od kropiącego deszczu. Pewnie wracali z korków u Hagrida na historię magii. Jamesa coś zakuło w żołądku.
          -Powinienem kuć smoki, szkoda że nie ma jakiejś premi za bycie wilkołakiem -stwierdził Luniak stając przy Jamesie i zerkając za okno.
          -Myślisz, że to prawda? No wiesz, że Lily i Smark -Rogaczowi serce zabiło szybciej, nie miał pojęcia dlaczego, ale czuł straszny dyskomfort myśląc o tym, nie mówiąc nawet o rozmowie.
          -Phy, co?! -prychnął Remus uważnie przyglądając się przyjacielowi -Definitywnie nieprawda, skąd w ogóle te wątpliwości? To nie typ faceta dla Rudej, przyjaźnią się, nic więcej, nie musisz się martwić -poklepał go po ramieniu i uśmiechnął się pod nosem.
          -Ja się wcale nie martwię, dlaczego miałbym się martwić? Po prostu... To by było obrzydliwe -James spostrzegł rozbawione spojrzenie Luniaka -No co?
          -No nic, właściwie, tak sobie teraz myślę -przysiadł się na parapecie do kumpla -Tak się świetnie dogadują, kto wie? Jeżeli Lily miałaby być z nim szczęśliwa, to z całego serca im kibicuję -odparł przyglądając się blednącej twarzy Pottera.
          -Nie no, daj spokój, przecież to nasz największy wróg, wyobrażasz sobie jak się całują?! -teraz twarz Jamesa była już zielonkawa. Remus w końcu nie wytrzymał i zaczął chichotać-O co ci właściwie chodzi?! -warknął Potter zeskakując z parapetu. Krew mu się zagotowała i nie minęła nawet chwila jak zmienił kolor zielony na czerwony.
          -Jejku, James, po co to ukrywasz? -Luniak otarł łzy ze śmiechu.
          -Co niby ukrywam?! -ogarnęło go przerażenie. Czyżby Lily rzeczywiście była ze Smarkiem i wszyscy o tym wiedzieli tylko nie on? Seria głupich myśli zawładnęła jego umysłem, to była jedna z nich.
          -Podoba ci się Ruda -odparł Remus jakby to była oczywista oczywistość. James zamarł, dostał już chyba trzeciego zawału tego dnia.
          -Nie no, co ty gadasz -prychnął po długim milczeniu -Uderzyłeś się w głowę i bredzisz głupoty -prawie postukał go po guzie, ale szybko schował ręce do kieszeni. Jęknął -Daj spokój, przecież ciągle jej dokuczam, przez dziewięćdziesiąt procent czasu jest na mnie obrażona, skąd ci to przyszło do głowy? -nawijał jak najęty, ale wewnątrz czuł, że Luniak ma rację. Odwrócił głowę w stronę okna by uciec od świdrującego spojrzenia Remusa -Może trochę... -stwierdził w końcu, starając się utrzymać obojętny ton.
          -Trochę? -Lupin zeskoczył z parapetu i walnął się na łóżko sięgając po czekoladową żabę.
          -No wiesz... To straszna kujonka, ciągle siedzi w książkach i ciągle się mnie czepia.
          -Jest inteligentna, ślicznie się śmieje, ma piękne zielone oczy, rude włosy i... Ma bardzo ładną cerę-
wymieniał Luniak wycierając sobie czekoladę z brody.
          -Ładną cerę... -powtórzył Rogacz gapiąc się na kroplę spływającą po oknie.
* * *
          Resztę przedpołudnia James rzeczywiście dochodził do siebie jak to się powinno robić w skrzydle szpitalnym. Doszło nawet do tego, że pani Pomfrey nie chciała go wypuścić. Po usilnych namowach zgodziła się przetrzymać go tylko godzinę dłużej, a żeby nie zmieniła przypadkiem zdania Rogacz nie odstępował jej na krok zasypując ją co durniejszymi pytaniami jakie przychodziły mu do głowy. Poskutkowało to do tego stopnia, że Poppy sama otworzyła mu drzwi na oścież gdy tylko wybiła godzina trzynasta. Potter wybiegł natychmiast na korytarz i na kogo musiał wpaść? Oczywiście, że na Lily.
          -O, James! Jak się czujesz? -przycisnęła niesione książki do piersi.
          -A dzięki, dobrze -wydukał gapiąc się na nią jak w kość. Zapadło niezręczne milczenie.
          -Właściwie to szukałam Remusa, pożyczyłam mu pewną książkę i...
          -Już wyszedł -przerwał jej tak szybko, aż ugryzł się w język.
          -Na pewno wszystko w porządku? Jakoś dziwnie się zachowujesz...
          -To te eliksiry na wściekliznę -rzucił i potargał sobie włosy. Weź się w garść, co się stało z Potterem?
          -Och, mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze -zatroskała się -Właściwie to chciałam też powiedzieć, no... To bardzo miło z waszej strony, to co zrobiliście dla pani Norris i... I dla wszystkich, bo ten pies mógł zaatakować też któregoś z uczniów. Oczywiście nie popieram faktu, że złamaliście regulamin, uważam że mogliście to załatwić w zgodny z prawem sposób, wystarczyło pójść do Hagrida i... -dostrzegła uniesioną brew Pottera -No ale, to było bardzo odważne chociaż niebezpieczne... Odważne i takie, no nie spodziewałabym się czegoś takiego z waszej strony -zakończyła poprawiając sobie odznakę prefekta na piersi. Zwykle ganiła Jamesa, pochwalenie go było czymś całkowicie nietypowym i niezręcznym, podejrzewała że pewnie teraz będzie się tym puszył co najmniej... do końca życia.
          -Jednak Dumbledore wiedział co robi gdy wybierał ciebie i Luniaka na prefektów. Widzisz, dzięki wam stajemy się bohaterami Hogwartu -odparł starając się zachowywać normalnie. Założył ręce na piersi którą wypiął dumnie.
          -Z pewnością -Ruda pacnęła się w czoło i zaśmiała się krótko. Ruszyła w stronę Wielkiej Sali. Cóż, książkę odzyska później, teraz pora na obiad bo inaczej nie wyrobiłaby się przed następnymi zajęciami. Potter poszedł z nią z promienistym uśmiechem, co rusz zerkając na jej minę, aż Lily zaczęła czuć się z lekka nieswojo. Może te leki na wściekliznę rzeczywiście mu zaszkodziły? Już miała zareagować gdy przerwały jej krzyki.
          -James! James Potter! Och, najmocniej przepraszam.... James! -na schodach był spory tłok. To przez trwający właśnie obiad, jedni dopiero na niego szli, inni wracali do dormitorium na drzemkę. Przez tłum przedzierał się pewien puchon, namiętnie ściskający pod pachą dość spory kufer. Był to Obesus Stebbins. Odznaczał się dość sporą tuszą... No dobra, po prostu był gruby. 'Zawdzięczał' to, jak sam twierdził, swym zacnym cechom dzięki którym zresztą został przydzielony do Hufflepuffu. Był bardzo dokładny i nie wyobrażał sobie, że można by było zostawić coś na talerzu, albo nie spróbować wszystkich dań. W końcu ktoś się nad nimi napracował i trzeba było to docenić. Tak więc schludnie opróżniał każdy talerz nie zostawiając nawet okruszynki.
          Dopatrzywszy Jamesa który właśnie schodził na obiad, przycisnął do siebie swój kufer i zaczął przepychać się pod prąd w jego stronę, ciągle kogoś przepraszając. James Potter. Huncwot. To był dopiero gość... Ob zawsze chciał zostać huncwotem, rozrabiać, śmiać się w głos i przyciągać spojrzenie. Tylko... Wiązało się to z łamaniem regulaminu, robieniem nie zawsze przyjaznych dla każdego żartów, byciem nierozważnym, noszeniem wyciągiętej koszuli i poluzowanego krawatu... A Ob taki nie był. Zawsze sprawiedliwy, lojalny, koleżeński i aż nad wyraz schludny. Każdy guzik w jego koszuli był równiutko zapięty, krawat zawiązany idealnie symetrycznie, buty świeżo wypastowane, włosy równo ścięte i przeczesane grzebyczkiem który ciągle miał przy sobie. Tak więc była w nim pewna cząstka która chciałaby być bardziej szalona, ale była ona ukryta głęboko pod puchońską powłoką.
          Stebbins poprawił na nosie gigantyczne okulary. Wzrok miał świetny, ale chociaż w ten sposób chciał się upodobnić do Jamesa, a przez to do huncwota, jak twierdził. Zresztą, był bardzo dumny, że jak to on mówił, 'kumpluje się z huncwotami', chociaż ograniczało się do okazjonalnych pogawędek zaczynanych zawsze przez niego, tak jak zresztą tym razem.
          -James! -w końcu puchon dopadł Rogacza. Sapał głośno, bieg po schodach dla tylu kilogramów był nie lada wyczynem -O! Masz rękę! -wydusił z siebie w końcu. Lily korzystając z okazji, że może pozbyć się nieco dziwnego dziś kolegi, rzuciła tylko krótkie hej w stronę Stebbinsa i zniknęła w tłumie co Potter przyjął z lekkim zawodem.
          -A czemu miałbym jej nie mieć? -odparł trochę ostrym tonem. Przyjrzał się dokładniej kufrowi Oba, dochodziły z niego dziwne dźwięki, coś jakby... Rżenie konia? Miauczenie? -To ty sprzedajesz czekoladowe żaby przy bibliotece? -to by wyjaśniało dlaczego Stebbins nie siedział właśnie przy obiedzie, było trochę dziwne że tak wcześnie opuścił Wielką Salę.
         -Tak! -wypiął się dumnie -To bardzo uczciwy i opłacalny interes -jednak głównym powodem dla którego Ob kupił promocyjne żaby i zaczął je rozprowadzać po szkole nie była chęć zarobku, ale fakt, że te żaby wydawały mu się w takim 'huncwockim' stylu, jakby zaczarowane dla żartu -I Filch kupił u mnie kilka, dla was -dodał głośniej -I jak?
          -No... Bardzo magiczne -James westchnął głęboko obmyślając plan jak się stąd ewakuować.
          -James jadł moje żaby i twierdzi, że są magiczne -podsumował jeszcze głośniej puchon, wyraźnie zadowolony z takiej promocji. Uśmiechnął się nawet do kilku dziewczyn które przystanęły na przeciwległych schodach i wyraźnie się im przyglądały, jak się okazało były jednak skupione na Jamesie i gdy tylko Ob zwrócił na nie uwagę pospiesznie ruszyły dalej.
          -Ale, ale... Ja nie w tej sprawie -puchon odchrząknął -Ciesze się, że cię widzę całego i zdrowego, wiesz, po szkole chodzą plotki, że ten pies to obgryzł ci rękę do kości. Dziewczyny ryczą pod łazienką Jęczącej Marty która również im wtóruje, a slizgoni zacierają ręce i wyją 'do księżyca' na korytarzach. Syriusz wcale nie zdementował tej plotki, zawzięcie pociesza się z dziewczynami pod łazienką -zarumienił się i poprawił okulary -Jednak jakoś tak czułem, że coś jest nie tak w tej historii, szczególnie jak Black zabronił komukolwiek cię odwiedzać, mówił że potrzebujesz spokoju i wypoczynku, tak pomyślałem, że powinien być przy tobie, wspierać się, a on się obściskuje z dziewczynami, ekhem... -znowu poprawił okulary. James śmiał się pod nosem czując, że jego przyjaciel może mieć ciężkie popołudnie, gdy prawda wyszła już na jaw.
          -No w tym bądź razie -kontynuował Ob -To super, że jesteś zdrowy, Gryffindor straciłby świetnego szukającego, a chyba nikt nie chce by Slytherin znowu odzyskał puchar, teraz gdy mają już nowego szukającego, postawiłoby to Gryfonów w trochę kłopotliwej...
          -Zaraz, zaraz, stop! Co powiedziałeś? -przerwał mu Rogacz -Ślizgoni już mają nowego szukającego?! Kto to?! -serce zabiło mu żywiej.
          -No bo właśnie dlatego cię zatrzymałem. Nikt nie bardzo wiedział kiedy wyjdziesz ze skrzydła szpitalnego i właściwie co z twoją ręką, chociaż wasz kapitan był dość spokojny, Black chyba powiedział mu prawdę...
          -Kto to?! -przerwał mu znowu Potter, aż Ob podskoczył.
          -Och nie mam pojęcia. Całkowicie przez przypadek, wcale nie zrobiłem tego specjalnie, usłyszałem rozmowę dwóch ślizgonów, chciałem to przekazać tobie, no ale nie mogłem, więc pobiegłem do waszego kapitana, a później do naszego, czy nie powinienem zrobić tego odwrotnie? W tym bądź razie nie mogłem pozostawić krukonów...
          -Do rzeczy -James się niecierpliwił.
          -No więc, dziś na treningu mają go...
          -O której?
          -Och, no właśnie po obiedzie -podciągnął mankiet koszuli by zerknąć na zegarek -Właściwie to już powinni zaczynać -stwierdził unosząc wzrok znad wskazówek ale Potter'a już nie było. Pobiegł czym prędzej na boisko.
* * *
          Gdy wybiegł z zamku pożałował, że nie wziął żadnej kurtki, a zdecydowanie, peleryny niewidki. Nie padało, ale było strasznie zimno, wietrznie, a ciężkie chmury wisiały nisko. James prosił w duchu by wszyscy byli jeszcze w szatni, bardzo nie chciał, by ślizgoni zobaczyli go jak biegnie na złamanie karku tylko po to by zobaczyć kto jest ich nowym szukającym. Była to decyzja podjęta pod wpływem chwili, ale na szczęście udało mu się wbiec pod trybuny nim ktokolwiek wychylił się na tyle by zobaczyć goniącego szpiega.
          Oczywiście James nie był jedyny. Okazało się, że informacja o nowym szukającym ślizgonów rozniosła się, pewnie dzięki Obowi, dosyć sprawnie. Pod trybunami swoją bazę miały wszystkie pozostałe domy, i oczywiście przedstawiciele Proroka Niecodziennego. Potter na palcach przeszedł do Gryffonów. Dorcas właśnie puknęła swoją różdżką w papierową torbę, która natychmiast zaczęła puchnąć wypełniając się charakterystycznym stukotem. Po chwili papier pękł i trochę popcornu rozsypało się dookoła.
          -Ciii... -nasyczał na nią ich kapitan, Ethan Wood. Dostrzegł on Pottera, więc dodał -O, masz rękę -wziął garść popcornu i wyjrzał przez szparę na boisko.
          -Dzięki za troskę -odparł oburzony James.
          -Black zadbał o moje zdrowie psychiczne, nim puścił plotkę zdał mi raport, szkoda że o swoje zdrowie nie zadbał, huehuehue- prychnął zapluwając się popcornem, a Syriusz odwrócił głowę w stronę swojego przyjaciela, na jego lewym policzku widniała wielka, czerwona, odbita damska dłoń.
          -A tam, warto było, to było piękne przedpołudnie -uśmiechnął się rozmarzony.
          -No wiesz co? Tak wykorzystać moje cierpienie! A ja tam prawie z nudów padłem -Potter przysiadł się do Dorcas i zaczął objadać ją z popcornu, zdał sobie sprawę, że już nie zdąży na obiad.
          -Skąd się dowiedziałeś o treningu? -zagadał Ethan próbując jakoś urozmaicić sobie niecierpliwe czekanie.
          -Od Obesusa -mruknął Potter na co Syriusz parsknął śmiechem.
          -Widziałeś jego okulary? Zakochał się w tobie -teraz już śmiali się wszyscy.
          -Dajcie spokój! Wcale się nie zakochał -James próbował ratować swoją sytuację.
          -Lecą! -wrzasnęła Meadowes całkowicie zapominając, że przecież są w ukryciu. Wszyscy przykleili twarze do szpar i gapili się jak najęci. Ślizgoni wylecieli z szatni. Zapadła głucha cisza przerywana tylko przez pośpieszne chrupanie Dorcas.
          -Nie... -Blacka zatkało. Odsunął się od desek z rozdziawionymi ustami. Ethan odwrócił głowę w jego stronę, z jego oczu błyskały pioruny.
          -Wiedziałeś?! -warknął Wood zaciskając pięści. Dorcas jeszcze szybciej zajadała popcorn uważnie przewracając oczami to na nowego szukającego, to na Syriusza, to na Ethana.
          -Skąd... -Łapę zatkało, nie wiedział co powiedzieć. Wood zaczął się prawie unosić nad ziemią, pewnie gdyby nie James stojący teraz między nimi, rzuciłby się na Blacka i po drugiej stronie twarzy zostawiłby czerwony odcisk swojej pięści, tak dla kompletu.
          -A więc chcesz mi powiedzieć, że to wcale nie twój brat? -Ethan krzyczał szeptem.
          -Dobrze wiesz, że ze sobą nie gadają -Potter próbował załagodzić sytuację, również był w szoku, że Regulus nagle zainteresował się Quidditchem -Chcą nas tylko wkurzyć, pewnie taki z niego szukający jak z koziej dupy trąba -Wood trochę się uspokoił i odwrócił się wracając do oglądania tego co się działo na boisku.
          Resztę smętnego pokazu oglądali w milczeniu. Okazało się, że brat Syriusz wcale nie był taki zły. Świetnie trzymał się w miotle i bez większych trudności łapał piłki serwowane przez swojego kapitana. W końcu w ruch poszedł również ćwiczebny Znicz, był on srebrny i zakrzyknięty przez szukającego wracał mu do ręki, ale Regulus poradził sobie z jego złapaniem bez takich sztuczek, także gdy trening już się skończył i ślizgoni znowu zniknęli w szatni, wracający mięli posępne miny.
* * *
          Tej nocy koszmary o meczu ze ślizgonami nawiedziły połowę Hogwartu, w tym Ethena, Syriusza i Jamesa, który również odkopał swój Srebrny Znicz i postanowił każdą wolną chwilę poświęcić na doskonalenie swoich umiejętności. Obudzony w nocy, z początku był pewny, że to wina wspomnianego koszmaru, lub bólu w ramieniu które zaczęło mu dokuczać pod wieczór, gdy zlekceważył już całkowicie przestrogi pani Pomfrey i oddał się treningom. Po chwili jednak zdał sobie sprawę, że coś zawzięcie puka w okno i nie jest to deszcz. Sięgnął po okulary i zerknął w stronę dobywającego się dźwięku. W tym samym momencie Remus zaświecił swoją różdżkę.
          -Co to? -spytał sennym głosem. Do dormitorium dobijał się jakiś spory ptak, nie była to jednak sowa, chociaż w jego szponach znajdował się jakiś pakunek. Chłopcy wstali czym prędzej otwierając okno. Do ich pokoju wpadł jastrząb, zatoczył małe koło i na łóżku Jamesa delikatnie złożył... Jego małą sówkę- T-Rexa. Była cała mokra i nieprzytomna, chociaż drżała jakby z zimna, do nogi dalej miała przywiązany list który Rogacz przed wieczorem wysłał do swojego ojca, Potter wiązał jej wiadomości bo sama ciągle gdzieś je gubiła. Jastrząb dziobem rozwiązał sznurek, chwycił list w szpony i przez chwilę patrzył na Jamesa.
          - Fleamont Potter, Dolina Godryka... -nim dokończył, ptak poderwał się i wyleciał przez okno po chwili znikając w ciemności.

7 komentarzy:

  1. Cześć :)
    Wpadłam tu przypadkiem, ale musiał być to jakiś wyjątkowo szczęśliwy zbieg okoliczności, bo jestem oczarowana Twoim opowiadaniem! To jedno z lepszych, jakie ostatnio czytałam, a wierz mi, czytam ich dużo. Pewnie zbyt dużo…
    W każdym razie masz naprawdę ciekawe i oryginalne pomysły, a przy tym realizujesz je bardzo lekko i zgrabnie. Może czasem trochę brakuje opisów, a rozdziały składają się głównie z dialogów, ale może z czasem się to zmieni. Sytuacja ze zranieniem Jamesa też była nieco wątpliwa, bo takie zadrapanie mogło sprawić, że również James zostanie wilkołakiem, a tu nikt się tym specjalnie nie przejmował.
    Ob Stebbins! Cudowna postać. Świetnie wymyślona i opracowana, mój ulubieniec. I te teksty „o, masz rękę”… Cudo!
    Podobał mi się też pomysł z ćwiczebnym zniczem, nie widziałam nigdzie podobnego rozwiązania, a przecież nie ćwiczyliby z prawdziwym, prawda?
    Twoja Lily i Huncwoci są bardzo przekonujący. Liczę na więcej Petera! Rywalizacja z Severusem o jedno z miejsc na wycieczce to też bardzo interesujący wątek, ciekawa jestem, co z tego wyniknie.
    No nic, czekam niecierpliwie na kolejny rozdział i w wolnej chwili zapraszam do siebie.
    Z pozdrowieniami
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, dzięki wielkie za miłe słowa ;) I oczywiście za uwagi, dzięki nim wiem nad czym muszę popracować ;) Nie roztrwaniałam się nad zadrapaniem Jamesa, bo jedynie ugryzienie wilkołaka może sprawić 'zarażenie', a nie była to jakaś wielka rana, no i został zraniony przez co najmniej bluzę, ale rzeczywiście, masz rację, zawsze istnieje jakieś ryzyko, tak teraz myślę, że w wolnej chwili wplotę w ochrzan Dumbledore'a jakieś zdanie wyjaśniające tę sprawę, jeszcze raz dzięki za uwagi ;)
      Pamiętam, że w pierwszej części, jak Harry został przyjęty do drużyny nie ćwiczyli ze zniczem a z piłkami golfowymi, ale tylko dlatego, że było ciemno, wynika z tego że na treningu w dzień używali złotego znicza, dla własnej wygody i wielu niejasności związanych z tą piłką (np. w związku z pamięcią cielesną i faktem, że nawet twórca znicza nosił rękawiczki by go nie dotknąć, wnioskuję, że na każdy mecz był przygotowywany nowy znicz, więc na trening również? To gdzie oni przechowywali te wszystkie znicze?) wykreowałam więc srebrny znicz, taką bardziej potulną wersję ;)
      Jeszcze raz dzięki, na pewno zajrzę również do Ciebie, pozdrawiam ;)

      Usuń
  2. Fragment z ,,ładną cerą'' przypomina rozmowę Harrego i Rona o Ginny i Hermionie. Nie wiem czy to było zamierzone, ale skojarzyło mi się, bo przed wczoraj oglądałam.
    W porównaniu z moją historią, u Ciebie panuje spokój i porządek.
    Na początku miałam wrażenie, że pogrubiona czcionka przy dialogach będzie mi przeszkadzała, ale wręcz przeciwnie. Czytało mi się o wiele lepiej dzięki temu prostemu ułatwieniu.

    Nie mam co rozpisywać się o stylu itp. bo nie widzę sensu w powtarzaniu się, ale było pięknie, jest pięknie i prawdopodobnie będzie pięknie!
    Żyć nie umierać!

    Weny życzę!
    red-flour.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, 'ładna cera' była zamierzona ;P
      Dziękuję bardzo ;)

      Usuń
  3. Witam serdecznie,
    Jestem tu pierwszy raz i muszę szybko nadrobić poprzednie rozdziały. Na szczęście nie jest ich dużo, więc nie zajmie mi to sporo czasu :)
    Naprawdę bardzo spodobał mi się ten rozdział. Zacznę może od początku:
    Ta sytuacja z Jamesem i Remusem w skrzydle szpitalnym. Podoba mi się to, że choć (jeszcze) nie czytałam poprzednich rozdziałów, mogę się domyślić, co się w nich wydarzyło. Dumbledore nie chce im powiedzieć wszystkiego, co wie, ale to pewnie dla ich dobra. Odjął im punkty, jednak zaraz dodał dużo więcej, co było miłe z jego strony. Chociaż dyrektor zawsze jest miły dla swoich ulubieńców ^^.
    Ogromnie spodobała mi się ta rozmowa Remusa z Jamesem o Lily. I to, jaki był o nią zazdrosny. Lupin dobrze zauważył, że ona mu się podoba. Jej, to było takie urocze.
    Potem spotkanie Evans z Potterem. I pochwaliła go! Oj, jak świetnie. Chociaż nie wie, że ta historia z psem i panią Norris jest zmyślona. (A przynajmniej tak wywnioskowałam ^^)
    Kupiłaś mnie postacią Oba. Opisałaś go po prostu wspaniale. Jest taki gadatliwy, trochę z niego 'plotkara', jeśli mogę to tak ująć i w ogóle bardzo mi się spodobał ten bohater.
    Reakcja Jamesa na wieść o nowym szukającym Ślizgonów - bezcenna. Wyobrażam go sobie, gnającego na złamanie karku na boisko :D
    I tutaj scena, gdzie inni ludzie chowają się pod trybunami. I Dorcas, jedząca popcorn. Ubawiłam się, czytając to.
    Syriusz musiał być skołowany i zły, kiedy zobaczył, że Regulus jest tym nowym szukającym.
    Zapomniałam o tym, jak udawał, że James nie ma ręki i pocieszał ich "fanki". To takie w jego stylu. Też mi się spodobało. Ale skończyło się to dla niego ciosem w twarz. Biedactwo.
    I jeszcze ich kapitan byłby gotów go pobić, gdyby nie James. Dobrze, że go powstrzymał. I tutaj znowu Dorcas, która obserwowała ich, jak partię tenisa, pogryzając sobie popcorn :D
    Na koniec te dwie sowy. Co się stało? Czyżby ktoś zaatakował tę mniejszą?
    Zaraz nadrobię poprzednie rozdziały. Dodaję Twój blog do zakładek na telefonie. Potem, jak będę na komputerze dodam go do obserwowanych (jeśli jest tu taka opcja), bo bardzo, ale to bardzo spodobał mi się Twój styl pisania.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę weny :*
    Całusy,
    Optimist
    [the-emerald-eyes.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, dzięki wielkie za miłe słowa, ciesze się, że się podoba ;) Tylko taka mała poprawka- to nie były dwie sowy, a jastrząb i mała sówka James'a- T-Rex. O jastrzębiu który kręci się przy Hogwarcie przeczytasz w Proroku Niecodziennym, a cała sytuacja, co się właściwie dokładnie stało będzie wyjaśniona w przyszłości, ale jeszcze nie w najbliższym rozdziale, narazie można się domyślać ;P
      Właśnie dodałam opcję obserwowania bloga, znajduje się ona na dole strony, to mój pierwszy blog na tym serwerze, niegdy nie korzystałam z takich opcji ;P Sama zapisuje sobie świstokliki do odwiedzanych stron w jednym miejscu, raczej nie korzystam z innych subskrypcji, ale oczywiście jeżeli są chętni proszę bardzo ;)
      Jeszcze raz dziękuję ;)

      Usuń
  4. Blog został dodany do Katalogu Euforia. Pozdrawiam, taasteful. ♥

    OdpowiedzUsuń