niedziela, 6 września 2015

4 Rozdział 'Mapa Huncwotów i Czekoladowe Żaby'

          Remus jeszcze raz uważnie omiótł spojrzeniem dział kartografii w bibliotece. Zmarszczył podbródek i westchnął, po czym wrócił do sporego stołu który dzielił razem z Peterem. Na blacie leżał stos map, mapek, planów, gazet, atlasów i kilka bardzo starych książek. To ciągle mało -powtarzał sobie w myślach. Aż ciężko było uwierzyć, ale Hogwart nie posiadał żadnej rzetelnej publikacji zawierającej dokładne plany wszystkich jego pięter -a właśnie tego w tej chwili potrzebowali.
          Przez cztery lata spędzone w szkole przebadali każdy zakamarek zamku, oczywiście w szczególności specjalizowali się w tym Rogacz i Łapa, ale nie raz zdarzyło im się wędrować pod peleryną niewidką razem. Dzięki swoim nocnym eskapadom odkryli mnóstwo tajnych przejść, pokoi i odszyfrowali wiele haseł dzięki którym można było wędrować po zamku, czy też wyjść z niego niepostrzeżenie, bez obaw że trafi się na blokadę przez którą trzeba będzie zawrócić. Postanowili stworzyć swoją mapę- mapę huncwotów, dzięki której każdy kto ją posiada będzie mógł penetrować zamek do woli, albo wymknąć się do Hogsmeade gdy tylko najdzie go chęć na piwo kremowe. Miał to być taki pomocnik- dla przyszłych pokoleń szkolnych rozrabiaków, w ten sposób chłopcy chcieli odznaczyć się w jakiś szczególny sposób na kartach historii Hogwartu.
          Jednak do zrobienia takiej mapy potrzebowali jakiegoś podkładu. Narysowanie go samodzielnie zajęłoby im chyba resztę ich nauki w szkole. Remus był pewny, że tak wielki, sławny i zacny zamek jakim był Hogwart, posiada swoje plany, najwyraźniej się mylił. Przeszukał całą bibliotekę, wypytał nawet profesora Binnsa, ducha nauczającego historii magii, który poirytowanym głosem stwierdził, jakby to było przeoczywiste, że Hogwart przecież został stworzony przez największych czarodziejów, komu niby potrzebne byłyby plany?
          Może właśnie dzięki temu, że zamek nie miał porządnej mapy Remus czuł, że ich misja nabrała jeszcze większego sensu. Do pracy zabrał się podwójnie ochoczo i nie miał już takich wyrzutów sumienia, że jako prefekt wspomaga jedynie rozrabiaków ułatwiając im łamie przepisów. Mimo to miał kwaśną minę, zawsze był bardzo dokładnym człowiekiem, robił wszystko rzetelnie i perfekcyjnie, porządne plany Hogwaru byłyby dużo lepsze niż szczątkowe mapy z wielkimi brakami, masą błędów, z prostym schematem zamku na czele, który dostawał każdy pierwszoroczny i na którym właściwie nie widniało nic, oraz chaotyczne poprawki i notatki jego przyjaciół nabazgrane czerwonym, ścieralnym atramentem na tych wszystkich mizernych resztkach map które znaleźli.
          Gdy głębiej się nad tym zastanowić, nie było nic dziwnego, że Hogwart nie posiadał żadnych dostępnych planów, musiałyby być one bardzo przekłamane, w innym wypadku nie jeden uczeń dopatrzyłby się na nich tajnych przejść i wyjść z zamku. Pewnie właśnie dlatego większość map które już jakimś cudem znaleźli były pełne błędów.
          -Chyba skończyłem -powiedział niepewnie Peter. Opuścił różdżkę i jeszcze przez chwilę przyglądał się swojemu dziełu. Na sporym jasnym pergaminie rozłożonym w poprzek stołu widniał starannie narysowany kawałek planu. Były to podziemia i lochy. Glizdogon czując, że serce podchodzi mu do gardła ponownie sprawdził, czy wszystkie pomieszczenia zgadzają się z pierwowzorem, nie chciał zawieść Lupina, już wystarczająco głupio się czuł, gdy ten musiał go przez godzinę uczyć zaklęcia kopiującego. Remus był bardzo cierpliwy i nie było po nim widać złości, ale Peter zdawał sobie sprawę, że jest opornym uczniem i pewnie nie jeden pierwszoroczniak dałby sobie radę z nauką tego zaklęcia dużo szybciej. Kopiowanie podziemi i lochów było dla niego bardzo stresujące, bał się że różdżka go nie posłucha i zniszczy cały pergamin, zdecydowanie lepiej się czuł, gdy musiał ją odłożyć by wziąć pióro i ręcznie uzupełnić pozostałe fragmenty. Może mało kto o tym wiedział, ale Pettigrew był świetnym rysownikiem. Była to jedna z nielicznych czynności która sprawiała mu przyjemność i z którą bardzo dobrze sobie radził. Oczywiście reszta huncwotów nie omieszkała tego nie wykorzystać, chociażby to właśnie Peter zwykle dorysowywał śmieszne rysunki na tablicy ogłoszeń w szkole.
          -Wygląda świetnie i nawet sprawnie ci to poszło, chyba jednak wyrobimy się szybciej niż myślałem -pochwalił go Luniak na co Glizdogon uśmiechnął się przybierając czerwony kolor na twarzy. Remus stuknął w kilka starych pergaminów różdżką i czerwone bazgroły natychmiast z nich zniknęły. Gdyby bibliotekarka zobaczyła ich notatki pewnie skróciłaby ich o głowy, na szczęście była ślepa jak but i nawet ze swoimi okularami z szkłami jak denka od butelek musiałaby włożyć głowę w mapę by cokolwiek zobaczyć, szkoda że nie widzieliście jej czytającej -A więc podziemia mamy z głowy. Ewentualne poprawki naniesiemy w nocy, najlepiej będzie sprawdzić z oryginałem -dodał szeptem i podsunął Peterowi wstępne plany parteru, a sam zabrał się za kompletowanie i sprawdzanie pierwszego piętra. Pettigrew przełknął głośno ślinę. Teraz gdy się pomyli i zniszczy pergamin będzie musiał rysować znowu nie tylko parter, ale i podziemia. Ile jest pieter w Hogwarcie? Siedem? Plus wieże? Z twarzy odpłynęła mu krew z przerażenia.
          Do biblioteki wszedł Syriusz. Minę miał posępną. Szybkim krokiem wszedł między regały nie zwracając na nikogo uwagi. Zmierzał prosto pod dział ksiąg zakazanych, gdzie przy najbardziej mrocznym i omijanym przez wszystkich uczniów stole, siedzieli Peter wraz z Remusem. Jedyną osobą która tu zaglądała była bibliotekarka, co rusz nagle wyłaniała się zza regału bojąc się, że huncwoci znowu coś knują i zaraz włamią się do działu ksiąg zakazanych. Spoglądała na nich znad swoich okrągłych okularów i jak gdyby nigdy nic odwracała się na pięcie i znowu znikała wśród książek. Lubiła Remusa i nawet mu ufała, w końcu nie bez powodu został prefektem, ale pojawienie się niezrównoważonego Blacka sprawiło, że znowu wyłoniła się zza regału z puchatą froterką i nagle postanowiła wypucować trzeszczący regał najbliżej chłopców. Chwilę zajęło nim znowu zostali sami. Syriusz w tym czasie usiadł na krześle, splótł ręce na piersi, zacisnął usta i podenerwowany tupał nogą.
          -Nienawidzę gada -wysyczał w końcu. Ciągle nie mógł dojść do siebie po treningu ślizgonów, na którym okazało się, że jego brat Regulus został ich nowym szukającym.
          -James jest od niego sto razy lepszy, poza tym będziesz miał okazję by bezkarnie stłuc go tłuczkiem -stwierdził Peter, z ulgą robiąc sobie przerwę w robieniu mapy. Syriusz kiwnął głową zaciskając pięści, był pałkarzem, Glizdogon miał rację, będzie mógł naparzać brata tłuczkiem ile wlezie.
          -Wyjdzie to naszej drużynie na dobre. Macie teraz podwójną motywacje do tego by zwyciężyć, widziałeś jak Rogacz zawzięcie ćwiczy? Ma bzika na punkcie Quidditcha, ale jeszcze nigdy nie widziałem go w takim stanie  -stwierdził Lunatyk szczypiąc się w brodę i nie odwracając wzroku od mapy którą przeglądał -Chociaż dziś w nocy to już przesadził -dodał. Po zamieszaniu jakie wynikło z wizyty jastrzębia z sową, Potter nie mógł już zmrużyć oka więc zabrał się za trenowanie. Latał na miotle po całym dormitorium próbując schwytać Srebrny Znicz, przeniósł się do pokoju wspólnego dopiero po tym jak Łapa strzelił go w twarz poduszką aż zleciały mu okulary.
          -A jak tam T-Rex? -spytał Peter korzystając z okazji, że temat przeszedł na Jamesa.
          T-Rex był sową Rogacza. Imię to zawdzięczała tyranozaurowi, a raczej dość sporemu świrowi Pottera na punkcie dinozaurów. Dlatego też był on dość dobry ze smoków, przypominały mu prehistoryczne gady których figurek miał całą półkę nad łóżkiem. A skąd właściwie Tyrannosaurus rex? Sowa Jamesa była dość specyficzna. Może sama nie była jakaś przeogromna, właściwie to była strasznym kurduplem, ale jej skrzydła w porównaniu do całego ciała były po prostu mikruśne, żeby na nich latać przewijała nimi prawie tak szybko jak koliber. Gdy Rogacz zobaczył ją w sklepie nie było nawet mowy o wyborze innej, natychmiast skojarzyła mu się z tyranozaurem który swoje przednie łapy ma przemalutkie, a przy jego wielkim cielsku wyglądają wręcz jak niedorozwinięte.
          Tej nocy sowa Jamesa została zaatakowana. Potter z Lupinem ukryci pod peleryną niewidką natychmiast przenieśli ją do Hagrida, który a propo okazało się, że sypia w różowej koszuli nocnej, a na głowę zakłada sobie gigantyczną pasiasta skarpetę.
          -No co cholibka! Te kłączydła pchają mi się wszędzie! Już mnie broda wystarczająco łaskocze!
          Co on ma z tym różowym? Parasolka, koszula nocna... Nie było czasu się nad tym zastanawiać. Gajowy miał rękę do zwierząt, natychmiast zajął się T-Rexem. Ułożył go na wielkiej puchatej poduszce i starannie obejrzał, po czym mamrocząc coś pod nosem poprzekładał swoje słoiczki z różnymi miksturami i ziołami, coś zamieszał, coś zabełtał, gdzieś coś dolał, coś dosypał, aż w końcu podał kilka kropel prosto w uchylony sowi dziobek.
          -Hagrid stwierdził, że najgorsze ma już za sobą -odparł Black zerkając na zaczątki mapy huncwotów -James nie przyjdzie, kazałem mu pójść w kimę -po obiedzie mięli cztery godziny wolnego. Remus z Peterem przyszli popracować nad mapą, James z Syriuszem mięli sprawdzić co u T-Rexa.
          Remus pokiwał głową po czym w końcu oderwał się od zapisków.
          -Hagrid dowiedział się co to było za zaklęcie? -gajowy nie miał wątpliwości, że sowa nie została zwyczajnie zaatakowana przez jakieś zwierze, nie rozchorowała się, ani też nie miała żadnego nieszczęsnego wypadku, ktoś definitywnie poraził ją jakimś zaklęciem i pewnie gdyby nie jastrząb który przyniósł ją do dormitorium chłopaków zginęłaby przy upadku z wysokości, czy też przy kolejnym ataku.
          Syriusz pokręcił przecząco głową.
          -Mógł to być przypadek -odparł niepewnie Peter widząc przejęte miny chłopaków -Trafiła na jakieś zabłąkane zaklęcie, albo ktoś wziął ją za jakiegoś szkodnika, przyznajcie, że z daleka nie przypomina zbytnio sowy.
          -Mam niemiłe uczucie, że to wszystko ma coś wspólnego z Yvonne... Widziała Jamesa... To wszystko moja wina, wpakowałem was w tarapaty. Zaatakowałem własnego kumpla, a teraz ktoś zaatakował jego sowę... -głos Remusa prawie się załamał.
          -Mam genialny pomysł! -drzwi biblioteki otworzyły się z hukiem, aż nawet siedzący przy najdalszym stoliku uczniowie, przy dziale ksiąg zakazanych, podskoczyli momentalnie.
          -Ciii!!! Tu panuje cisza!!! Och, już mam was po dziurki w nosie!!! -wrzasnęła piskliwym szeptem bibliotekarka odprowadzając spojrzeniem między regały Jamesa który niezbytnio przejął się jej uwagą, właściwie to wcale się nią nie przejął.
          Po chwili Potter był już przy swoich kumplach. Wziął ostatnie wolne krzesło i usiadł na nim okrakiem. Oczy błyszczały mu z podniecenia a na ustach miał gigantycznego banana.
          -Miałeś się przespać, wyglądasz strasznie -stwierdził Luniak zmywając z twarzy poczucie winy jakie go przed chwilą ogarnęło. Nie chciał tym dodatkowo trapić Pottera.
          -Owszem, miałem -odparł robiąc chwilową przerwę. Szybkim ruchem ręki chwycił Srebrny Znicz który brzęczał mu przy uchu, wyglądało to trochę jakby żaba właśnie łapała muchę -I nawet ruszyłem w stronę dormitorium, ale ktoś mnie definitywnie śledził -dodał tajemniczym tonem ale dalej się uśmiechał, Remus dostał skurczu w żołądku czując jak poczucie winy powraca.
          -Grubas Ob lazł za mną aż do klatki schodowej, ciągle ukrywał się za rogiem i myślał chyba, że go nie widzę, ale tak sapał, że głuchy by go usłyszał.
          -Po co miałby cię śledzić? -zdziwił się Lupin.
          -Mówiłem wam, on się w nim zakochał -prychnął Łapa.
          -Akurat sam fakt dlaczego mnie śledził nie jest taki ważny i wcale się we mnie nie zakochał -spiorunował Blacka spojrzeniem, ale po chwili oczy znowu zaczęły mu błyszczeć podniecone -Idąc tak i czując go na karku wpadłem na genialny pomysł! A gdyby tak na naszej mapie pokazywałoby się gdzie kto jest? -szeptał nie chcąc by ktokolwiek inny niż jego kumple usłyszał, a ciężko mu było szeptać bo tak się zajarał tym pomysłem, że chciał krzyczeć na cały głos -Wyobrażacie to sobie?! Zero szlabanów bo kto niby miałby nas przyłapać? Widzielibyśmy wszystkich, nikt by nas nie zaskoczył zza rogu!
          -Da się to zrobić, prawda? -oczy Syriusza zaraziły się od Jamesa.
          -Nooo... Gdyby się nad tym zastanowić... Byłoby to trochę kłopotliwe, ale... -Remus myślał gorączkowo, drapiąc się po głowie.
          -Super! -wrzasnęli na raz Rogacz i Łapa przybijając w powietrzu piątkę. Dla nich już nie było: nie. Na dobre uzależnili się od tego pomysłu, a Luniak jak zwykle został sam na sam z problemem.
* * *
          Jestem odważny, jestem odważny... -powtarzał sobie w głowie Obesus -Nie... Jednak nie jestem odważny -i znowu schował się za rogiem. Dziś specjalnie zrobił sobie przerwę w sprzedawaniu Czekoladowych Żab, miał bardzo ważną sprawę do załatwienia. Śledził Jamesa od kiedy ten przekroczył próg wrót Hogwartu, właściwie to śledził go już wcześniej gdy po obiedzie Rogacz wraz z Łapą wyszli z Wielkiej Sali. Jednak udali się prawdopodobnie do Hagrida a na zewnątrz padał deszcz więc Ob stwierdził, że poczeka na nich w środku, nie chciał zmoknąć, było zimno a poza tym nie był jeszcze gotowy na rozmowę z Potterem.
          Wyciągnął z kieszeni pospiesznie swój grzebyk i przeczesał nerwowo włosy. Teraz albo nigdy... Zerknął w stronę gryfona, był już na klatce schodowej, ciężko byłoby się na niej dalej ukrywać, to ostatnia szansa...
          -J... J... Jaaaaames? -zająkał się i zapiszczał wychodząc zza rogu. Potter zatrzymał się trzymając ręce w kieszeniach i odwrócił się do niego na pięcie. Na ustach widniał mu szeroki uśmiech co dodało trochę odwagi Stebbinsowi.
          -No w końcu! Już zacząłem przyjmować zakłady ze Srebrnym Zniczem!
          -Och... To znaczy... Widziałeś, że za tobą idę? No tak -chrząknął czując, że robi się jeszcze czerwieńszy chociaż nie wiem czy to było możliwe -Mam do ciebie taką małą sssprawę... A z odwagą u mnie no wiesz... Gdybym ją miał, bylibyśmy w jednym domu -zaśmiał się nerwowo -W tym bądź razie... Tak sobie pomyślałem, no wiesz, dzięki mnie dowiedziałeś się o treningu slizgonów i... I... Ale oczywiście nie musisz się zgadzać, tak tylko na to wpadłem...
          -Do rzeczy Ob, o co chodzi? -Potter miał już w głowie nowy pomysł i ostatnie na co miał ochotę to czekanie aż puchon wydusi z siebie to co chce przekazać. Problem jego polegał zawsze na tym, że gadał jak najęty, ale nigdy nie na temat.
          -No więc... Wiesz, że to ja sprzedaję te żaby, prawda? No, gadaliśmy już o tym ostatnio i Filch kupił kilka dla was u mnie i powiedziałeś, że są one takie magiczne...
          -Pamiętam -przerwał mu zakładając ręce na piersi.
          -Och bo... -Obesus spuścił głowę nerwowo ściskając zwinięty pergamin -Wiesz, że one rżą, miauczą i w ogóle... A mam ich jeszcze pełne dwa kufry... Najgorzej jest w nocy... Już dawno wywalili mnie do pokoju wspólnego... Eee... To znaczy nie mnie, tylko kufry -zaczął się tłumaczyć a Rogacz z niecierpliwości zaczął stukać butem o schodek -Jak ostatnio na korytarzu powiedziałeś, że są takie super magiczne i w ogóle... Dziewczyny rzuciły się na nie jak na eliksir miłosny i tak sobie pomyślałem... Gdybyś tak może zechciał podpisać... -rozwinął zwój trzymany w ręce i pokazał Potterowi, przy okazji zasłonił sobie nim twarz: 'NAJLEPSZE MAGICZNE, CZEKOLADOWE ŻABY NA ŚWIECIE! TYLKO U ZWARIOWANEGO OBA! POLECAM, JAMES POTTER!'.
          Rogacz miał ochotę parsknąć śmiechem, jednak zamiast tego zwinął pergamin i położył Obesusowi dłoń na ramieniu. Na twarz starał się przywołać najbardziej poważną minę na jaka było go stać.
          -Ob... Przyjacielu. Nie mogę patrzeć jak ciągle tachasz te ciężkie kufry, jak musisz odmawiać sobie piątej dokładki obiadu i ciężko harujesz pod biblioteką dzień w dzień. I wiesz co? Kupię od ciebie te żaby, wszystkie -posłał mu pełne litości spojrzenie i wcisnął mu zwój do ręki -A teraz muszę spadać, załatwimy wszystko po kolacji -rzucił na koniec, wyminął puchona szybkim ruchem i pognał do biblioteki.
          Stebbins stał zamurowany, z uchylonymi ustami, gapiąc się przed siebie. Srebrny Znicz Jamesa zrobił wokół niego kilka okrążeń i również zniknął za właścicielem.
          Ob nie mógł uwierzyć w to co się przed chwilą stało. James Potter, ten James Potter, nazwał go przyjacielem! I kupił od niego wszystkie Czekoladowe Żaby, ale akurat teraz jakoś wydawało mu się to drugorzędną sprawą. Z tej całej radości stwierdził, że pójdzie do Wielkiej Sali i zje sobie jeszcze raz obiad, o ile coś jeszcze zostało, pora obiadowa właściwie już minęła, ale kto wie, w końcu miał dziś taki szczęśliwy dzień.
* * *
          Panna Evans powtarzała sobie w myślach recepturę na eliksir wielosokowy, o którym ostatnio uczyli się na zajęciach, gdy nagle z zamyślenia wyrwało ją głośne 'Cześć Lily!' Na początku nie poznała czyj to głos, a wszystko przez to że Obesus chyba nigdy nie był taki szczęśliwy i rzadko kiedy tak odważnie szedł przez korytarz witając się ze wszystkimi dookoła.
          -Cześć Ob, sprzedałeś już wszystkie żaby? -spytała nim zdążyła ugryźć się w język. Kiedyś na eliksirach profesor Slughorn przydzielił go jej do pary i razem musieli uwarzyć najprostszy na świecie eliksir na kaszel, Stebbins tak się zestresował, zamotał i nie wiadomo co jeszcze, że ich eliksir bardziej przypominał Wywar Żywej Śmierci niż coś co miałoby komukolwiek pomóc. Dodatkowo doskwierało mu coś co objawiało się chorobliwym zauroczeniem w huncwotach i wiecznie miał problemy z wysławianiem się co w wielu przypadkach kończyło się na tym, że nim powiedział co chciał powiedzieć, powtórzył wszystko co usłyszał w szkole, co znowu robiło z niego trochę nieświadomego, ale największego plotkarza, przynajmniej wśród facetów. Dlatego raczej starała się go unikać, chociaż wewnątrz było jej go szkoda i naprawdę starała się być dla niego bardzo miła. Tym razem ciekawość zwyciężyła z niechęcią.
          -A miło, że pytasz! Tak! Sprzedałem już wszystkie żaby! -odparł, kilka tonów za głośno. Ruda skuliła się. Nie lubiła być w centrum uwagi, a Ob zdecydowanie chciał by słyszeli go wszyscy dookoła -No wiesz... Jak ma się dobrych kumpli to ma się z kim robić interesy, co nie? -uśmiechnął się szeroko -Przyjaciel wziął ode mnie resztę, stwierdził, że są genialne, takie magiczne -stwierdził, nonszalancko unosząc jedną brew do góry.
          -Och... No tak -odparła trochę zaskoczona Lily, nie przypominała sobie z kim to mógłby przyjaźnić się Stebbins.
          -James Potter je kupił! -dodał szybko (i bardzo, bardzo głośno) jakby czekał aż Ruda spyta kim jest owy przyjaciel, ale się nie doczekał.
          Co?!
          -Wiesz, wziął mnie na bok i powiedział tak 'Ob, PRZYJACIELU -podkreślił -Twoje Czekoladowe Żaby są genialne! Nie rozumiem dlaczego ich jeszcze nie rozkupili? Biorę wszystkie!'
          Tym razem to Lily stała zamurowana. Jakoś ciężko jej było wyobrazić sobie podobną sytuację, szczególnie fragment kiedy Potter nazywa Stebbinsa przyjacielem. Poza tym, co to ma być?! Jakiś tydzień dobroci dla zwierząt?! Najpierw ratują kotkę Norris, łapiąc psa pałętającego się po lochach, przy okazji ratując samego psa, a teraz James wykupuje wszystkie żaby? Albo Rogacz coś knuje, albo rzeczywiście zaraził się jakąś wścieklizną, bo może i gadka że to dzięki temu, że ona wraz z Lupinem zostali prefektami przemienia huncwotów na dobre, była miła, ale nie wierzyła w nią za grosz.
* * *
          Potter odgryzł głowę jednej Czekoladowej Żabie i wypuścił ją na korytarz. Chwilę później Peter prychnął zapluwając sobie buty czekoladą, gdy wybrakowana żaba po kilku skokach rozbiła się na ścianie. Tak właśnie wyglądał ich wieczór 'dobroci' dla zwierząt. Huncwoci napakowali sobie pełne kieszenie, podołki i torby słodyczami wykupionymi przez Jamesa od Obesusa i skryci pod peleryną niewidką eksplorowali lochy oraz pierwsze piętro, przy okazji sprawdzając czy na mapie nie zrobili pomyłki.
          -Strasznie tu ciasno, ktoś powinien przestać faszerować się czekoladą -mruknął Rogacz znacząco spoglądając na Glizdogona -Wyobraźcie sobie, jak skończymy naszą mapę, nie będziemy potrzebowali peleryny niewidki -pocieszył się wypuszczając kolejną żabę, tym razem jej nie okaleczając. Luniak westchnął.
          -Może i nie, ale dziś to aż się prosisz o szlaban, Ob już z pewnością wszystkim rozgadał, że kupiłeś od niego resztę żab, jak się jutro wszyscy obudzą, a po Hogwarcie dalej będą biegać dziesiątki...
          -Sto sześćdziesiąt osiem to więcej niż dziesiątki -poprawił go Potter wypuszczając kolejną.
          -To wcale nie poprawia twojej sytuacji -Remus przyświecił sobie bliżej różdżką by dokładniej przyjrzeć się mapie.
          -Jeszcze kiedyś zatęsknię za szlabanem, a teraz lepiej nam pomóż wypuszczać to dziadostwo bo jak ktoś będzie koło nas przechodzić to na nic nam peleryna niewidka przy tym rżeniu i miauczeniu, a coś czuję, że nie chcesz spędzić szlabanu razem ze mną -skarcił go James, na co niestety Remus musiał przyznać mu rację. Zwinął mapę i zabrał się za rozpakowywanie żab.
          Rozpuścili Czekoladowe Żaby po korytarzach, kilka trafiło do kuchni gdzie w zamian wzięli sobie po lukrowanej babeczce zrobionej na jutrzejsze śniadanie, spora część rżących intruzów trafiła do Wielkiej Sali, pokoju nauczycielskiego i do gabinetu Filcha, gdzie wpuścili je przez klapkę w drzwiach dla pani Norris.
          -Wydaje się wszystko ok, chyba możemy już spokojnie pójść wypuszczać żaby wyżej -stwierdził Lupin zwijając mapę po kolejnych oględzinach, tym razem schował ją do rękawa.
          -To tylko jeszcze jedna tu -mruknął Syriusz delikatnie naciskając klamkę gabinetu dyrektorskiego -Zamknięte -stwierdził zdziwiony i uniósł jedna brew do góry szarpiąc drzwi gwałtowniej -Dziwne, zawsze było otwarte.
          Na parterze znajdował się mały, oficjalny gabinet dyrektorski, jednak profesor Dumbledore raczej z niego nie korzystał, dużo bardziej wolał ten w swojej wieży. Dlatego pomieszczenie do którego właśnie próbowali dostać się huncwoci zwykle stało puste, a po latach nieużytkowalności bardziej przypominało rupieciarnie niż gabinet.
          -Alochomora -różdżka Łapy poszła w ruch. Wszyscy milczeli w skupieniu, tylko z ich kieszeni i toreb które ze sobą nieśli wydobywały się jakiekolwiek dźwięki -I nic -znowu nacisnął klamkę, bezskutecznie.
          -Emancipare -tym razem do akcji wkroczył Luniak, znał dużo więcej zaklęć, był tym jedynym z huncwotów któremu chciało się uczyć -Liberare -próbował, ciągle bezskutecznie.
          -Może po prostu coś zatkało zamek, Irytek pewnie napchał tam gumy, dajmy sobie spokój, chodźmy -Peterowi drżał głos. Najzwyczajniej w świecie się bał i wolał znaleźć się już w swoim łóżku niż dowiedzieć się co takiego kryło się w gabinecie, że ktoś zabezpieczył je porządnym zaklęciem.
          -Waddiwasi -wypowiedział Remus na wypadek gdyby Glizdogon miał rację. Pochylił się zerkając prosto w zamek.
          Księżyc był już po pełni, ale wciąż świecił jasno, cudem było że nie przysłoniły go chmury, kiepska pogoda dalej się utrzymywała zasnuwając całe niebo paskudną aurą jednak w tej chwili swoje pięć minut miała tarcza księżyca. Odbite światło wdzierało się przez okno do gabinetu dyrektorskiego oświetlając pomieszczenie. Z biurka na którym leżały góry papierzysk zniknęło wszystko, w zastępstwie postawiono coś innego.
          -Dziwne -markotał Luniak przyciskając oko do dziurki od klucza.
          -Co widzisz? -w przeciwieństwie do Petera który chciał jak najszybciej się stąd ewakuować, Syriusz i James jakby mogli wcisnęliby się do gabinetu przez zamek.
          -Na biurku stoi tylko pusta butelka po ognistej whisky, ale jakoś ciężko mi uwierzyć, że Dumbledore urządził sobie sobie tu melinę do popijania...
          Remus odsunął się od drzwi pozwalając przyjaciołom zerknąć do wnętrza. Czuł, że to niezbyt zgodne z regulaminem, ale bardzo był ciekaw dlaczego gabinet został tak skrupulatnie zabezpieczony. Próbował przypomnieć sobie inne zaklęcia które pomogłyby mu otworzyć te drzwi, ale czegokolwiek nie spróbował, okazywało się bezskuteczne. W końcu zaczęli rzucać hasłami z nadzieją, że może w ten sposób się uda.
          -Dumbledore swoją wieżę zabezpiecza zawsze hasłem z nazwą jakiś słodyczy -rzucił James wypuszczając kolejną Czekoladową Żabę, zaczynał się niecierpliwić.
          -W samym miodowym królestwie jest ich tyle, że moglibyśmy ciągiem wymieniać do rana... Czekoladowe kociołki, pieprzne diabełki, cytrynowe dropsy... -mimo wszystko spędzili kolejne pół godziny wymieniając wszystkie słodkości jakie przyszły im do głowy.
          -Cukrowe pióra deluxe, karaluchy w syropie... -Rogacz wstał, już nawet tyłek bolał go od siedzenia pod gabinetem -Chodźmy bo zaczynają mi się rozpuszczać te przeklęte Czekoladowe Żaby -warknął a zamek nagle chrząknął i drzwi uchyliły się trzeszcząc niemiłosiernie -Niemożliwe... Czekoladowe Żaby? Nikt nie powiedział Czekoladowe Żaby? -stali jak wryci nie mogąc uwierzyć, że nikt, zupełnie nikt, mając dookoła dziesiątki żab nie wypowiedział ich nazwy ani razu.
          Weszli do środka na palcach, powoli, jakby w środku miał kryć się co najmniej bazyliszek. Ich różdżki zabłysły rozświetlając pomieszczenie, księżyc niestety zasłały już chmury. Jak już Remus zdarzył zauważyć, na biurku stała pusta butelka, wszystko inne poza nią wywędrowało na podłogę, nic więcej się nie zmieniło.
          -Liczyłem chociaż na jakąś skrzynkę whisky, czy coś... -mruknął Syriusz przekładając papiery z kupki na kupkę -A tu tylko pusta butelka, zamknięta jak jakiś eksponat w muzeum...
          Peter podszedł do biurka przyglądając się mu z ulgą, nikt nawet nie starł z niego kurzu, cóż może Dumbledore rzeczywiście lubił sobie wypić potajemnie? Zaśmiał się pod nosem. Gdy próbowali odblokować drzwi wymyślał najprzeróżniejsze tragiczne scenariusze, a tu głupia pusta butelka i nic więcej... Sięgnął po nią ręką i nagle krzyknął czując jak całe ciało przeszywa mu ból, który koncentruje się na nieco poniżej lewego łokcia, szkło wypadło mu z ręki rozbijając się na podłodze. Szarpnął rękaw zrywając guzik. Ból był nie do zniesienia, jakby ktoś coś wypalał mu na ręce i wtedy zobaczył, był to znak w kształcie czaszki. Przez chwilę zalśnił czernią by następnie zamienić się w krwawą ranę. Peter zaczął szlochać przeraźliwie i na nic były uciszania reszty huncwotów. Czym prędzej zebrali go z podłogi i uciekli z gabinetu zatrzaskując głośno drzwi.

7 komentarzy:

  1. Cześć :)
    Jaki długaśny rozdział! Im więcej, tym lepiej.
    Ciekawy pomysł z tą Mapą Huncwotów. Wydaje mi się, że jeszcze nie spotkałam się z opisem procesu jej tworzenia, zazwyczaj mapa po prostu jest albo nagle Remus oznajmia, że sam sobie ją zmajstrował i też jest :) Dlatego brawo za oryginalność.
    Pomysł z rysowniczą pasją Petera też był świetny. Nie znoszę, gdy ktoś opisuje wyłącznie przez pryzmat obżarstwa, a dzięki takiej wzmiance jak Twoja, ta postać zyskuje na głębi.
    Nie wiedziałam, że imię T-Rex ma aż tak długie zaplecze, że tak powiem :D Też kocham dinozaury, więc doskonale rozumiem Jamesa – gdybym zobaczyła takie zwierzątko w sklepie, też chciałabym je mieć.
    Piżamka Hagrida też niczego sobie. Pasuje do niego.
    Nie wytrzymam, Obesus jest tak genialną postacią! Mogłabyś napisać o nim osobne opowiadanie, uwielbiam go :) Wątek z żabami jest bardzo zabawny i oryginalny.
    Końcówka bardzo ciekawa, nie mam pojęcia o co mogło chodzić i po co coś takiego znalazło się w Hogwarcie, więc pisz szybko kolejny rozdział, bo chętnie dowiem się czegoś więcej :)
    Z pozdrowieniami
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej ;) Dzięki za bardzo miły komentarz, od razu przyjemniej pisze się kontynuację ;)
      Rozdział miał być jeszcze dłuższy, ale właśnie przez ten fakt postanowiłam przerzucić kilka wątków do kolejnego ;P
      Każdej nowej nazwie jaką wybieram staram się dać chociaż mały fundament, tak było chociażby z T-Rexem, albo np. z Obesusem, ponieważ bardzo go lubisz to zdradzę Ci, że Obesus to po łacinie otyły, a Stebbins (nazwisko wspomniane w 'Harry Potter i Zakon Feniksa') w erze huncwotów w czasie owutemów odmówił zaprzestania pisania po upływie czasu i został zbesztany za to przez profesora Flitwicka, mam nadzieję, że dotrwam do tych czasów i będę mogła umieścić to w swoim opowiadaniu ;P
      Na kolejny rozdział trzeba będzie trochę poczekać bo teraz planuję wstawić kolejne wydanie Proroka Niecodziennego, a chciałabym publikować mniej więcej regularnie co dwa tygodnie ;)
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
    2. Aaale super! Widzę, że wszystkie puzelki układają się w piękną całość :) Bardzo podoba mi się Twoje podejście, nadaje prawdziwej głębi historii i widać, że przykładasz do tego dużo uwagi, a nie piszesz byle co, co przychodzi Ci w danym momencie do głowy. Suu-uuper.
      Twój Prorok Niecodzienny jest po prostu genialny, to tak oryginalny i fajnie zrealizowany pomysł, że aż MOŻE nie będę marudzić z powodu czekania na kolejny rozdział :)
      Z pozdrowieniami
      Eskaryna

      Usuń
  2. Przeczytałam ten rozdział i od razu polubiłam zarówno opowiadanie, jak i Ciebie (w końcu wyobraźnia bardzo dużo mówi o człowieku). Wydaje mi się, że podobnie jak ja wielbisz wątki podszyte nutą absurdu - jak chociażby sprzedaż żab, t-rex, piżama Hagrida... Swoją drogą mój Peter też ma artystyczne zdolności ;). Lecę czytać poprzednie wpisy :)
    http://nocturne.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć, kochana :)
    Nominowałam Cię do Liebster Blog Award, bo na pewno zasługujesz na mnóstwo czytelników. Jeśli masz ochotę się pobawić, to zapraszam na http://na-skraju.blogspot.com/p/liebster-blog-award.html !
    Z wyrazami uznania
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    W końcu jestem, chociaż powinnam się tu pojawić już dawno temu. Do przeczytania został mi jeszcze chyba tylko rozdział drugi, trochę nie po kolei czytam, ale cóż :)
    Przepraszam za ten ostatni błąd w komentarzu. Nie wiem, czemu uznałam jastrzębia za sowę, pewnie miałam chwilowy zanik mózgu ^^
    Przechodząc do tego rozdziału: świetny i żałuję, że dopiero teraz go przeczytałam. W ciekawy sposób przedstawiłaś powstawanie Mapy Huncwotów. Podoba mi się to, że napisałaś, że Peter potrafił dobrze rysować. Fajnie, że pokazujesz też jego pozytywne cechy, a nie jako ciągle coś podjadającego chłopaka. Jeśli chodzi o bibliotekarkę, czytając o niej, miałam przed oczami moją panią od historii, która wsadza głowę w dziennik, sprawdzając obecność :D
    Rozbawił mnie ten moment, kiedy Syriusz mówi, że Ob zakochał się w Jamesie. Boże, jak ja ich uwielbiam ♡
    Powtórzę się, ale postać Oba jest cudowna!!!! Po prostu nie wiem, jak to opisać. Bardzo lubię o nim czytać i wszystkie fragmenty z nim mi się podobają. Świetnie go wykreowałaś ♡♡♡♡
    James kupił od niego te wszystkie czekoladowe żaby. Wyobrażam sobie radość Oba :D
    Ta sytuacja na końcu z podejrzaną butelką i zamkniętym gabinetem bardzo mnie zaciekawiła. To było takie w stylu Huncwotów, że mając obok siebie tyle czekoladowych żab nie wpadli na to, żeby wypróbować to hasło. Nawet Remus... Chociaż najprostsze rozwiązania są zawsze odrzucane. :D
    Ojoj! Się porobiło. Wiedziałam, że coś się stanie, jak Peter dotknie tej butelki, ale tego się nie spodziewałam. Czekam ze zniecierpliwieniem na następny rozdział i ciąg dalszy.
    Bardzo podoba mi się to opowiadanie, muszę jeszcze tylko nadrobić ten drugi rozdział. Poza tym świetne są te "Proroki". Naprawdę cudowny pomysł!
    Pozdrawiam gorąco i przy następnym rozdziale postaram się pojawić szybciej.
    Wysyłam buziaki :*
    Optimist

    OdpowiedzUsuń