niedziela, 24 kwietnia 2016

12 Rozdział 'Czerwone Kapturki i Prezenty'

          Przejście w garbie jednookiej wiedźmy z którego skorzystali James i Syriusz prowadziło do piwnicy w Miodowym Królestwie. Chłopcy po cichu wyszli wąskim oknem na zewnątrz, z trudem powstrzymując się by chociaż na chwilkę nie zerknąć na górę. Było już po dwunastej, sklep od dawna był zamknięty, więc i tak nie mogliby nic kupić, zresztą, nie mieli przy sobie nawet drobniaków, a chociaż pewnie nikt nie zauważyłby zjedzonych kilku czekoladek - ich sumienie, chociaż trochę wypaczone, nie pozwalało im na nawet taką małą kradzież.
          Było kilka kwestii których nie przemyśleli wybierając się na poszukiwania do Zakazanego Lasu. Po pierwsze: ubrani byli zdecydowanie nie na wyjście w mroźną, zimową noc. Po drugie: od pamiętnego meczu na Hogwart i okolice spadły tumany śniegu. Cóż, jakkolwiekby na to nie patrzeć, szanse że odnajdą Złoty Znicz graniczyły z cudem.
          - Myślę, że jak to zwykle z nami bywa, nasza decyzja była zbyt pochopna - rzekł poważnym tonem Łapa, otrzepując swoje spodnie od pidżamy w kolorowe miotły i zerkając w stronę, dwa razy mroczniej wyglądającego w nocy, Zakazanego Lasu.
          James prychnął unosząc dumnie głowę do góry i zarzucając sobie i przyjacielowi na ramiona pelerynę niewidkę. Byli teraz dwoma lewitującymi głowami zostawiającymi dwie pary śladów na śniegu pomimo braku stóp.
          - Z naszych najbardziej pochopnych decyzji wykluwają się najlepsze przygody, nie marudź i do dzieła!
          - Czy ja marudzę? Pragnę tylko zauważyć, że zapomnieliśmy wziąć jednej małej rzeczy nim wyruszymy, a która z pewnością rozwiązałaby nasze wszystkie problemy: buteleczki Ognistej! Po kilku głębszych i nasze szanse powodzenia by wzrosły i zrobiłoby się zdecydowanie cieplej.
* * *
          Nie trzeba było czekać długo, aż zapał z jakim wyruszyli z zamku wróci się biegiem do ciepłych murów zostawiając ich samych pośród mroków zimowego, Zakazanego Lasu.
          Łapa skorzystał ze swoich animagicznych zdolności i przemienił się w psa o czarnej, potarganej sierści. Nieraz spędził tu noc, towarzysząc Remusowi podczas przemian. W tej postaci czuł się tu zdecydowanie pewniej i bezpieczniej. Poza tym, sierść dużo lepiej chroniła przed zimnem niż pidżama i peleryna niewidka Jamesa.
          - Wyniuchałbyś coś... Od czego masz ten psi nochal - marudził Rogacz, dygocząc zębami i ściskając w rękawie różdżkę. Od czasu do czasu kusił się na zaklęcie przywołujące, jednak, jak nie trudno się domyślić, nie przyniosło ono żądanych efektów za żadnym razem.
          Urażony Black podbiegł do Pottera, powąchał go i padł na grzbiet jak martwy, wywalając jęzor. James prychną urażony, chociaż uśmiechnął się pod nosem. Też już zaczynał się niecierpliwić. Z jednej strony miał ochotę wskoczyć w skórę jelenia i wrócić do Hogwartu, z drugiej natomiast: nie lubił niepowodzeń i nie chciał się poddać. Gdy już sobie coś postanowi, uprze się, to nie ma przebacz: Potter chce, Potter ma.
          Zniecierpliwiony jeszcze raz uniósł różdżkę do góry.
          - Accio Znicz! - już nawet wyobraził sobie złotą piłkę lecącą w jego stronę. Niestety, wizja ta żyła tylko w jego myślach - Lumos - mruknął i obkręcił się dookoła szukając pomiędzy drzewami złotego błysku. Ten pomysł też był bez sensu, jeżeli znicz w ogóle był dalej w lesie to spoczywał pod śniegiem... Zmarszczył brwi poirytowany i już miał odwrócić się i ruszyć do zamku, gdy jakiś ciemny kształt mignął pomiędzy drzewami. Zgasił zaklęcie, a serce podskoczyło mu do gardła. Chciał ostrzec Blaka, ale nim zdążył się odwrócić coś uderzyło go pod kolanami zwalając go z nóg. Runął w śnieg jak długi, a zawtórował mu skowyt Łapy.
          - Ha! Ta głowa ma nogi! Smaczna głowa! Smaczne nogi! Zabić!- odezwał się czyjś głos, a zaraz później James jeszcze raz czymś oberwał, tym razem po głowie.
          - Ał! - adrenalina zaczęła działać, więc przed kolejnym ciosem zdołał się osłonić. Kierowany instynktem zerwał się ze śniegu i rzucił w atakującego zaklęcie rozbrajające.
          - Zabić! - z rąk dziwnego, goblinowatego stwora stojącego przed nim, w powietrze wystrzeliła drewniana pałka. Drugi, taki sam stwór rozbijał się pomiędzy drzewami, uczepiony ogona Blacka.
          - Zabić! - na horyzoncie pojawił się kolejny stworek z pałką w ręku. Zza drzew wyszedł następny, za nim kolejny i kolejny...
          - Łapa, w nogi! - Rogacz ruszył biegiem w stronę zamku, kilka pałek poleciało w jego kierunku na co odpowiedział salwą zaklęć. Dosłownie chwilę później zamiast chłopaka z ciemną czupryną, biegł już jeleń. Kopniakiem z kopyta pozbył się natręta uczepionego ogona Syriusza. Za sobą słyszeli okrzyki wojenne z powplatanym 'Zabić!' które mało kogo napawałoby optymizmem. Nie zatrzymali się dopóki nie opuścili Zakazanego Lasu. Tam w biegu wrócili do swoich postaci, a że najbliżej znajdowała się Chatka Hagrida i to w dodatku rozświetlona w środku, nie minęła nawet chwila a już kołotali do drzwi.
          - Cholibka! Co tu się wyczynia? - dało się usłyszeć zza wrót nim te ustąpiły. Mimo iż był środek nocy Hagrid wyglądał jakby był dopiero co po popołudniowej herbatce, z pełną gamą kolorowych okruchów po ciasteczka na brodzie.
          James z Syriuszem wpadli zziajani do środka nie pytając o pozwolenie gospodarza. Potter rzucił zwiniętą pelerynę niewidkę która w trakcie biegu zaplątała mu się w poroże i padł na krzesło. Zaklął niezbyt ładnie i już miał brać się za barwną opowieść gdy zobaczył, że nie są z Hagridem sami.
          - Fajne spodnie... - cichy damski głosik przerwał milczenie chłopców. Black automatycznie zerknął w dół. Rzeczywiście w pidżamowych spodniach w kolorowe miotły musiał prezentować się niezwykle gustownie...
          - Amelia? Ty? Tu? O tej porze? - przeczesał dłonią włosy. Amelia Bones była chyba ostatnią osobą której spodziewałby się poza zamkiem w środku nocy, ba, poza dormitorium! Była jeszcze większym kujonem od Lily i Remusa razem wziętych, a wierzcie lub nie, ciężko było to osiągnąć. Jakby tego było mało: panna Bones była po prostu sztywniarą, nie chodziła na imprezy, przyjaźniła się jedynie z książkami i swoją kotką, nawet pomimo swego kujoństwa i perfekcjonizmu na lekcji odzywała się tylko pytana, a o tym że z czegoś by sobie żartowała, krążą jedynie legendy.
          - Moja kotka rodzi... - odparła rumieniąc się i odwracając głowę w stronę kominka przed którym rzeczywiście leżała jej pupilka, a przy niej kilka małych kłębków.
          - W grudniu? - palnął zdziwiony James.
          - Cholibka! Czyśta się pobili? Skąd ten guz?
          Hagrid przyniósł z zewnątrz potężną garść śniegu, owinął ją w jakąś szmatkę, stuknął swoją parasolką i podał Potterowi który obmacywał właśnie nowe zjawisko na swoim czole. Gdy tylko przyłożył sobie okład, parsknął śmiechem pokazując palcem na tyłek Blacka.
          - Chyba ci te gobliny trochę... Futra wydarły - zaszedł się śmiechem, a Łapa z przerażeniem zauważył, że rzeczywiście na jego pośladku świeci wielka dziura odsłaniająca jeszcze bardziej wstydliwą część jego ubioru (jakby spodnie w kolorowe miotły nie były już wystarczająco obciachowe), a mianowicie, majtki w jednorożce (nie pytajcie skąd...).
          - Kie gobliny?! Dzieśta byli?!
          - Żadne gobliny tylko Czerwone Kapturki - warknął obrażony Black piorunując Jamesa spojrzeniem - Ktoś tu słabo uważał na lekcjach...
          Potter przekręcił oczami i dosiadł się do Amelii, szeptem przekazując by nie słuchała bredzącego Łapy.
          - Ano... Ostatnio kręco się po Zakazanym Lesie... Dziwne rzeczy się tam dzieją... - Hagrid pokiwał głową - Ale po grzybaśta tam w ogóle szli?
          - Na spacer...
          - Do Zakazanego Lasu? Nocą? W śpiochach? - gajowy wsparł się pod boki i pokręcił głową.
          Huncwoci zbyli go niewinnymi spojrzeniami. Z opresji uratowała ich jedyna kobieta w tym towarzystwie.
          - Jeszcze jeden! - krzyknęła uradowana Amelia. Wszystkie spojrzenia skierowały się do kojca przed kominkiem.
          Obślizgłe kluski... - skwitował w myślach Black z lekkim obrzydzeniem na twarzy. Nie przepadał za kotami, jak to z psami bywa. Jego uwagę przykuł jednak inny widok. Spojrzał na pannę Bones i oczom swym nie wierzył. Uśmiechała się, cholibka, uśmiechała się i był to piękny uśmiech. Nigdy jej takiej nie widział. Zawsze w jej twarzy było coś surowego i smutnego, nawet gdy jej usta wyginały się o góry, nigdy nie cieszyła się szczerze. Tym razem było to coś innego, radowały się jej niebieskie oczy, rumiane policzki, nawet jej nos się radował.
          - Amelia, wpadniesz do nas w Sylwestra, co? Robimy wielką imprezę - rzucił bez większego namysłu. Przecież to największa sztywniara na świecie... Czy ona w ogóle wie co to Sylwester?
          - Ja? - zająknęła się. Dobrze, że rumieniec który wypłynął na jej twarz mogła zgonić na płonący w kominku ogień. Huncowci zapraszają ją na imprezę? Black zaprasza ją na imprezę? Ją? Już sam fakt, że w ogóle pamięta jak ma na imię było cudem, a tu...
          - Ohm... Właściwie to miałam już pewne plany... - zgarnęła włosy za ucho.
          - Plany? Nie ma lepszych planów na Sylwester niż impreza u nas, przyjdziesz, bez gadania. Obświętujemy te wszystkie... Kotki nowonarodzone - Łapa usiadł na krzesło i sięgnął po jedno z tych niejadalnych ciastek Hagrida.
          - No dobra dzieciaki... Właściwie to się świetnie składa chłopaki, że jesteśta. Odprowadzicie bezpiecznie Amelię do dormitorium, co? Pora najwyższa iść spać. Pani Mrau potrzebuje trochę spokoju...
          - Pani Mrau? - Potter spojrzał z ukosa na kotkę. Kuksaniec od Blacka powstrzymał go jednak od dalszych komentarzy.
          Drogę do zamku przebyli biegiem. Syriusz jak najęty próbował zagadać Amelię i wyciągnąć z niej coś więcej niż 'Dlaczego nie zarzucicie na siebie peleryny? W pidżamach nie jest wam raczej za ciepło...' co chłopcy skomentowali 'Nową metodą wspierania odporności i świetnym treningiem przed ciężkimi warunkami podczas meczu Quidditcha'.
          - Tylko wiesz... Ma to zostać między nami. Jak wasza drużyna dowie się o naszych tajnych metodach to wiem gdzie cię znaleźć - Syriusz puścił jej oczko, a James z trudem powstrzymał się od prychnięcia. Szczerze wątpił by Amelia była w stanie powiedzieć komukolwiek, cokolwiek.
* * *
           Lily wygładziła przed lustrem rękawy swojej granatowej sukienki i odgarnęła rude loki na plecy. Uśmiechnęła się smutno do swojego oblicza. Wracając do domu na święta miała nadzieję, nadzieję która kiełkowała w jej sercu przy każdym powrocie. Czy Petunia w końcu zaakceptuję ją, taką jaka jest? Pragnęła odwzajemnionego uśmiechu, chociaż jednego, małego gestu... Ona jednak skutecznie dawała jej odczuć, że to co między nimi kiedyś było, raz na zawsze się skończyło.
          Usiadła na łóżku, obok sukienki którą przed chwilą zmieniła na inną, sukienki oblanej świątecznym barszczem 'przypadkiem' przez Petunię. Słyszała śmiechy i gwar rozmów na dole, ale nie spieszyła się z powrotem do gości.
          Czasami zazdrościła rodzinom gdzie magia była przekazywana z pokolenia na pokolenie, tak jak to było chociażby u Potterów, czy Blacków. Pochodząc z niemagicznej rodziny z jednej strony czuła, że zyskała wielki dar, z drugiej zaś kosztowało ją to miłość jej siostry... Gdyby obydwie były czarownicami wtedy wszystko byłoby inaczej... Gdyby u Lily nigdy nie pojawiły się te niezwykłe zdolności, wtedy wszystko byłoby jak dawniej... Ze łzami w oczach spojrzała w okno. Śnieg sypał powoli, mieniąc się w kolorowych światełkach rozwieszonych na drzewkach i domach. Tak bardzo pragnęła beztroskich świąt, takich jak w dzieciństwie...
          Jakby na jej życzenie w oknie pojawił się jastrząb.
          - Szponek? - Evans podskoczyła do okna ocierając policzki. Uchyliła okiennicę by wpuścić go do środka, ten jednak pokręcił głową, zaskrzeczał i wskazał na balkon. Ruda wychyliła się przez okno i otworzyła usta ze zdumienia. Pod jej oknem leżał potężny stos prezentów. Z pewnością w trakcie kolacji wigilijnej musiało odwiedzić ją kilka sów, całkowicie zapomniała o pozostawieniu uchylonego okna jak to miała w zwyczaju robić co rok.
          - O jejku! Dziękuję! - pogładziła go po łepku na którym spoczywała przywiązana czerwona czapeczka z białym bimbołkiem. Wyszła na balkon i zniosła wszystkie prezenty. Dopiero wtedy, zaraz za nią, wleciał Szponek i rzucił jej pod nogi czerwony worek z którym przyleciał. Dostał od Jamesa rozporządzenie kogo ma odwiedzić, ale paczkę każdy musiał wyciągnąć sobie sam. Lily zerknęła do środka. Od razu było widać, że to robota Pottera... Prezenty były poobkładane w plakaty najlepszych drużyn Quidditcha, przewiązane cukrową, samoplątającą się tasiemką od Zonka. Nie dość, że rozpakowanie z niej prezentu było robotą na co najmniej pół godziny, to jeszcze taśmy splątały się między sobą... Po kilku dobrych minutach szamotaniny i licznych niezbyt zgrabnych słówkach rzuconych pod adresem Jamesa w końcu wydostała swoją paczkę.
          - Nie było tak źle - skwitowała na koniec uśmiechając się do Szponka, ale z samym otwarciem prezentu postanowiła poczekać do jutra. Jastrząb zamachał skrzydłami, chwycił w dziób worek i wyleciał przez okno.
          - Lily! Wszystko w porządku? - usłyszała głos swojej mamy ze schodów.
          - Już schodzę! - odparła, zgarnęła prezenty pod łóżko i zbiegła na dół, zostawiając lekko uchylone okno, połączenie ze światem który w pełnią ją rozumiał i akceptował.
* * *
          Peter nie patyczkował się z prezentem od Jamesa, najzwyczajniej zjadł cukrową tasiemkę i szybko rozdarł starannie poskładany papier. Czuł, że Potter pewnie dostałby zawału widząc, jak bez szacunku rozprawił się z plakatem Sępów z Vracy. Dreszczyk emocji jaki mu przy tym towarzyszył skwitował krótkim uśmiechem. Miał już ich kilka plakatów, dlatego nie było mu go jakoś żal, James na bieżąco wyposażał ich w tego rodzaju gadżety, w ilościach wręcz hurtowych... Prawda była taka, że Petera nigdy jakoś specjalnie Quidditch nie kręcił, ale nigdy nie miał odwagi przyznać się do tego przy chłopakach. Dla przyjaźni z nimi był gotowy zostać najwierniejszym fanem tego sportu, oczywiście nie dotyczyło to czasu gdy był sam, wtedy nie zmuszał się do udawania.
          Wysypał na poduszkę zawartość paczki - ogromne ilości słodyczy z Miodowego Królestwa, szczególnie tych na które kieszeń Petera nie mogłaby sobie pozwolić. Przeglądał wszystkie opakowania z szeroko otwartymi oczami i ustami. Nie raz zazdrościł Jamesowi fortuny, mógł pozwolić sobie na wszystko, oczywiście dzięki temu, że byli przyjaciółmi, to i Peter wiele na tym korzystał, na przykład teraz.
          - A to co? - między jego palce wpadł skórzany pokrowiec, odczytał inskrypcję wybitą na boku i szczęka opadła mu na poduszkę - Magiczne ołówki wielkiego Pincello!
          Natychmiast wyciągnął jeden i pobiegł do biurka. Sięgnął po czysty pergamin i po chwili niecierpliwego namysłu przyłożył rysik do papieru. Chciał po prostu coś narysować, cokolwiek, zdał się na instynkt i dopiero gdy skończył do jego umysłu dotarło co takiego stworzył. Był to Znak. Mroczny Znak.
* * *
          Remus podał pani Hope talerz z makowcem i sam zabrał się do pałaszowania. Uwielbiał wypieki swojej mamy, a już w szczególności te świąteczne, których zapach wypełniał cały ich dom.
          - To co to za Marlena?
          - Krukonka, rok od nas starsza.
          - Starsza? A to ci dopiero... - pan Lyall wziął talerz od swojej żony i zapobiegawczo nałożył sobie dwa kawałki.
          - Bardzo fajna dziewczyna, tylko... James ewidentnie ma coś do Lily, ale ta dała mu kosza i chyba się wystraszył.
          - Chwila, chwila... - pani Hope wyprężyła się jak struna, uwielbiała słuchać o przyjaciołach swojego syna, każdego z nich znała prawie tak samo jak jego i traktowała z równym ciepłem - Lily? Lily Evans? I dała mu kosza? I James się wystraszył? - prawie wstała z emocji - Przecież jak on się uprze... I tak łatwo odpuścił? No nie wierzę... On ją kocha, jak nic - zagryzła makowcem i oparła głowę na drugiej dłoni rozmarzona. Jej mąż i syn zaczęli przyglądać się jej z niepokojem.
          - Ale że Marlenę? Czy Lily? - spytał speszony Remus czując, że głupieje.
          - No pewnie, że Lily! - sięgnęła rozpromieniona po kolejny kawałek - A Syriusz?
          Luniak westchnął ciężko i zmarszczył brwi w zamyśleniu. Próbował przypomnieć sobie która dziewczyna była ostatnia... Czy ta puchonka z czwartego roku z którą przyłapał Łapę na błoniach? Czy ta gryfonka z trzeciego?
          - Och, zapytałabyś się co słychać u twojego syna, a nie...
          - No właśnie, kochanie, a przy tobie nie kręci się jakaś urocza czarownica?
          Remus o mało nie zakrztusił się makowcem. Sięgnął szybko po kompot, ale rumieniec jaki wypłynął na jego twarz nie uszedł uwadze jego rodziców.
          - Synu? - pan Lyall poprawił okulary na nosie i również sięgnął po szklankę.
          - Nie... Żadna czarownica się przy mnie nie kręci, nie licząc bibliotekarki, ale ona do zbyt uroczych nie należy... O, to chyba do mnie! - Remus pospiesznie zerwał się od stołu i skoczył do okna w które pukał zawzięcie Szponek.
          - Z nieba mi spadłeś - wyszeptał Luniak, gdy jastrząb wpadł do środka.
          Z wyplątaniem prezentu pomógł mu tata. Wśród wielu słodyczy które znajdowały się w paczce znalazł kopertę, a w niej dwa kawałki pergaminu. Jeden z nich, ten większy, był pusty, drugi, mniejszy, głosił: 'Hasło: Nie ma to jak w domu', gdy tylko odczytał to krótkie zdanie - karteczka rozsypała się w pył.
          - Tato! Uderz różdżką w pergamin i powiedz 'Nie ma to jak w domu'!
          Zdziwiony pan Lyall wykonał polecenie syna, a ich oczom natychmiast ukazał się plan ich małego domku, a w nim trzy pary stóp skupione przy stole w salonie z ich imionami i widać, że ręcznie narysowanymi przez Jamesa (nie miał on za grosz talentu artystycznego) uśmiechniętymi twarzami.
* * *
          - To chyba miotły! - krzyk dobiegał z pokoju wspólnego w wierzy Gryffindoru.
          - Miotły? - to słowo zadziałało na Rogacza bardziej niż kawa. Zerwał się z łóżka i ściągnął kołdrę Łapie. Krótkim machnięciem różdżką posłał na przyjaciela bandę rozwścieczonych dinozaurów i dla szybszego efektu wyciągnął mu jeszcze poduszkę spod głowy.
          - Wstawaj!
          Chwilę później byli już na dole, pod wielką choinką, z jeszcze większą kupką prezentów.
          To nie był sen. Rzeczywiście wśród świątecznych upominków znajdowały się dwie paczki z ewidentnie miotłową zawartością.
          - James Potter i Syriusz Black! - mały pucołowaty chłopak, chyba z pierwszego roku, podał im prezenty. Nie mógł się doczekać aż otworzą, chyba jeszcze bardziej niż oni sami.
          Rogacz poznał pismo swojej mamy. Rozwinął karteczkę z życzeniami wesołych świąt i jednym szarpnięciem zerwał papier.
          - Nimbus 1001! Ma wyjść dopiero w styczniu!
          Black wskoczył na swoją miotłę i zrobił najszybsze okrążenie wokół choinki jakie kiedykolwiek widział Hogwart.
          - Kocham twoich rodziców! - krzyknął.
          Chwilę później dołączył do niego James. Bez zastanowienia wylecieli przez okno. Nie mogli się powstrzymać przed zrobieniem kilku rundek wokół zamku. Reszta gryfonów mogła jedynie się przyglądać z wyrazami zachwytu na twarzach.
          - Wszystkie mecze są nasze! - skwitował Potter gdy wlecieli już z powrotem do pokoju wspólnego.
          Zabrali się za rozpakowywanie kolejnych prezentów. Syriusz od swoich rodziców nie dostał nawet kartki z życzeniami, zresztą, wcale się jej nie spodziewał. Prócz prezentów od przyjaciół, rodziców Jamesa, kuzynki Andromedy, czy też Hagrida, dostał jeszcze jeden.
          Czarny papier rozpakował w milczeniu. W środku znajdowały się profesjonalne rękawice dla pałkarzy, ze smoczej skóry, wykończone czerwonym materiałem z wyhaftowanym herbem domu Godryka Gryffindora.
          Potter zagwizdał z podziwem.
          - Świetne! Od koga?
          - Od Regulusa...

8 komentarzy:

  1. Hej, kochana!
    Ech, aż ręce opadają jak patrzy się na lekkomyślność Huncwotów. Wiadomo, Syriusz i James w piżamkach na śniegu to widok, którego bym sobie nie odmówiła, ale czasem zastanawiam się, dlaczego ich mózgi zawsze działają z pewnym opóźnieniem... Czasem to opóźnienie jest większe, tak jak teraz - zamiast pomyśleć o ciepłych ubraniach, to oni nie pomyśleli o niczym, a kiedy już jakiś trybik zaskoczył, to i tak przyszła im do głowy tylko Ognista Whisky... Huncwoci, cóż mogę więcej powiedzieć.
    Jak ja lubię te Twoje teksty - "taka głowa ma nogi" bardzo mnie ubawiło :D To straszne, że takie potworzydła mieszkają w Zakazanym Lesie! To jeszcze gorsze niż wielgachne pająki! Nic dziwnego, że Zakazany Las jest Zakazany!
    Syriusz ma szczęście, że miał na sobie majtki, serio. Za to Amelia ma pecha z tego samego powodu, haha :p Czy będzie z tego romans? Chcę romans!
    Uwielbiam Twoje rozdziały za niezliczoną ilość pomysłów, którą w nich zamieszczasz. Wieeem, wiem, powtarzam to chyba pod każdym z osobna, ale cóż ja mogę poradzić, że zawsze się nimi zachwycam? Na przykład opakowywanie prezentów przez Pottera (NIE MOGĘ UWIERZYĆ, że Evans nie odpakowała swojego od razu, chyba zaraz szlag mnie trafi) czy ołówki dla Petera... Nie wiem, co robią te ołówki, ale kiedy zobaczyłam, co narysował Peter, przeszłam od stanu błogiego rozczulenia do grozy. Co Ty z nami robisz, dziewczyno!
    KOCHAM JAMESA, to ostateczne. Prezenty od niego były CUDNE. Tym bardziej mam focha na Lily, że nie otworzyła swojego od razu, bo teraz muszę czekać nie wiadomo ile, żeby się dowiedzieć, co przecudnego wynalazł dla niej James.
    MERLINIE KOCHANY, JAKA KOŃCÓWKA, ILE JA TERAZ EMOCJI MAM W SOBIE, CHYBA ZARAZ OD NICH PĘKNĘ! Jak ja teraz pójdę spać, no jak?! Jejujejujeju, chyba nikt się tego nie spodziewał!
    Chciałam Cię na koniec poinformować, że masz teraz przerąbane, bo jak nie napiszesz szybko dalszego ciągu, to będę Cię gnębić. Poważnie. Ta końcówka Cię pogrążyła.
    Pozdrawiam serdecznie i CZEKAM BARDZO NIECIERPLIWIE,
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam bardzo, ale GDZIE, NA GACIE MERLINA, JEST NOWY ROZDZIAŁ?

      Usuń
    2. Hej, hej ;P Jeszcze się pisze ;P Przyznam, że mam bardzo intensywny maj, same komunie, śluby, warsztaty i dziś jeszcze wysyłam pracę na konkurs, chociaż już ona jest skończona ;P Także będzie opóźnienie, ale wole to niż pisanie na szybcika, nie chcę tracić na jakości ;P I jeszcze mam tyle komentarzy do nadrobienia, chociażby u ciebie!
      Bardzo dziękuję za zainteresowanie i za cudowny komentarz ;*

      Usuń
    3. Ja wieeem, że istnieje jeszcze rzeczywistość, ale ten rozdział był TAK emocjonujący, że ja tu wysiedzieć nie mogę z wrażenia :) To wyłącznie Twoja wina!

      Usuń
  2. Oj znajdź Remusowi jakąś "uroczą czarownicę". Przecież musi mieć o czym opowiadać rodzicom.
    W zasadzie to nie wiem, co tu więcej napisać. Eskaryna w zasadzie napisała już wszystko. Od siebie mogę tylko dodać, że jesteś okrutna - ja chcę sylwestra, a tu znowu nic. Tylko kolejne zapowiedzi.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam serdecznie,
    Przychodzę dosyć spóźniona, ale wszystko mogę zrzucić na matury, które mnie trochę "zajęły" :D
    Ale właśnie nadrobiłam zaległe dwa rozdziały i żałuję, że nie ma następnego.
    Zacznę od tego kiermaszu, który był bardzo ciekawym pomysłem i wprowadził taką świąteczną atmosferę na samym wstępie.
    Jak wyobraziłam sobie Lily, która wystawia głowę przez okno i patrzy na Jamesa, a potem uderza się w brodę, próbując się schować, to aż się zaśmiałam. Kiedy dziewczyny mówiły jej, że Potter ma depresję, zrobiło mi się go szkoda, bo rzeczywiście ostatnie wydarzenia były dla niego trudne. Mam nadzieję, że Lily to zrozumie i zobaczy, że James nie jest już tym samym "zarozumiałym palantem".
    Co do profesora, (którego imienia w tym momencie nie pamiętam, ale chyba nazwisko to Evanescunt), to czy on się gdzieś przenosił za pomocą tej szafy? Raczej tak, bo nie mógł się teleportować. Ale pytanie raczej brzmi: dokąd się przeniósł?
    Ta wyprawa do Zakazanego Lasu nie była faktycznie zbyt przemyślana. I na szczęście Czerwone Kapturki nie spełniły swoich gróźb zabicia Jamesa i Syriusza :D
    Polubiłam Amelię i cieszę się, że Black ją dostrzegł i się nią w pewien sposób zainteresował, bo dziewczyna na pewno na to zasługuje. Czekam ze zniecierpliwieniem na tego Sylwestra.
    Ale jeszcze dalej, szkoda mi Lily. Petunia zachowuje się jak to ona i tylko sprawia jej przykrość. Nie jestem pewna, czy w Anglii mają barszcz albo makowiec, ale raczej nie, bo ostatnio też pisałam o świętach i coś sprawdzałam na ten temat. Ale w sumie nie ma to dużego znaczenia.
    Jestem wkurzona, że Lily od razu nie otworzyła tego pewnie zapierającego dech w piersiach prezentu od Jamesa!! Miałam jeszcze nadzieję, że otworzy go w późniejszym etapie rozdziału, a tu nic. Czemu się tak nade mną znęcasz? :D
    Uf, dobra. Uspokoiłam się :)
    To miłe, że rodzice Remusa interesują się jego przyjaciółmi. A p. Hope miała stuprocentową rację w tym, że James kocha Lily. Skoro nawet ona to zauważyła, to Evans powinna w końcu przejrzeć na oczy i zobaczyć, jak wspaniały "towar" ma pod nosem.
    Peter... To smutne, że narysował ten Mroczny Znak. Czyli to jakby pierwsza rzecz, jaka przyszła mu na myśl. To może ma jakiś związek z tą sytuacją z jakiegoś gabinetu, chyba Dumbledore'a, której już dokładnie nie pamiętam? Tak mi się wydaje.
    Prezenty od Jamesa były wspaniałe i naprawdę nie mogę się już doczekać, aż się dowiem, co dostała Lily. Aaaa, no błagam.
    Rodzice Jamesa są naprawdę kochani, że kupili Syriuszowi miotłę. Tacy dobrzy ludzie ♡♡ Jak ich syn.
    I na koniec rękawice od Regulusa, które mnie zaskoczyły. Czy chciał pokazać bratu, że mu na nim zależy, czy to może jakiś podstęp? Mam nadzieję na pierwszą opcję, bo Regulus w końcu nie był taki zły jak go malują. :)
    To chyba tyle. Pozdrawiam serdecznie i czekam na następny rozdział, który mam nadzieję pojawi się szybciutko.
    Całusy,
    Optimist

    OdpowiedzUsuń
  4. Dotychczas myślałeś/-aś, że magia istnieje tylko w filmach i książkach? Nie wierzyłeś w czary ani inne zjawiska paranormalne? Myliłeś/-aś się! Magia, którą znasz z historii o Harrym Potterze jest na wyciągnięcie ręki! Jeśli chcesz...
    ...transmutować wrogów w szczury i inne gady...
    ...zmieniać wodę w wino...
    ...warzyć eliksiry...
    ...obcować z magicznymi stworzeniami...
    ...być Pazdanem Quidditcha...
    ...to nie czekaj dłużej, tylko zapisz się do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Winsford i uwierz, że marzenia się spełniają!

    [www.winsford.xaa.pl]

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam świąteczne rozdziały :D tylko z Peter...

    OdpowiedzUsuń