sobota, 3 października 2015

5 Rozdział 'Tajemnica Butelki, Zamęt Proroka i Miłosne Rozterki'

          Peter szczelnie zasłonił kotary swojego łóżka. Był sam w pokoju. Leżał nieruchomo nasłuchując wszechogarniającej ciszy, czuł jak serce wariuje mu w klatce piersiowej. Nie chciał by ktoś go przyłapał, obawiał się, że ten ktoś mógłby wtedy zobaczyć to co chciał za wszelką cenę ukryć, to co mogłoby objawić się fascynacją w jego oczach. Przełknął głośno ślinę i powoli podciągnął rękaw swetra ukazując różową bliznę na wewnętrznej stronie ręki. Wlepił w nią swoje spojrzenie i złapał się nawet na tym, że na dłuższą chwilę wstrzymał oddech. Było w niej coś niesamowitego... Bez trudu rozróżnił kształt czaszki, bardzo podobnej do tej którą w wakacje widział w Proroku Codziennym, kiedy to Śmierciożercy zaczęli oznaczać Mrocznym Znakiem domy w których zabili jakąś czarodziejską rodzinę. Peter przez chwilę zastanawiał się, czy u Lamory również zostawili taki znak. Niby dom spłonął, ale kto wie?
          Słyszał, że podobno słudzy Sami-Wiecie-Kogo mają wypalony Mroczny Znak nieco poniżej lewego łokcia, właśnie tam gdzie w nocy pojawiła się u niego czaszka. Zassał głośno powietrze, był pewny że to nie przypadek. Myśl o tym przerażała go, ale prócz tego czuł coś jeszcze... Miał ochotę sięgnąć po pióro z czarnym atramentem, poprawić czaszkę i dorysować węża. Ganił się za ten pomysł i dobrze wiedział, że tego nie zrobi. Przecież Voldemort jest zły, czyż nie? Mimo to czuł, że z tą blizną jest silniejszy. Coś się zmieniło, ale nie potrafił powiedzieć co.
          W nocy widział przerażenie w oczach swoich przyjaciół. Początkowo sam również się bał i jednocześnie był na nich wściekły. To był ich głupi pomysł, sam zostawiłby gabinet w spokoju, ale oni tak się uparli... A później? Pokonała ich butelka, żałosne... Tyle lat się z nimi przyjaźnił, a co na tym zyskał? Tylko parę guzów i masę szlabanów. W mniemaniu wszystkich nigdy nie dorastał im do pięt, zawsze to oni byli tymi lepszymi, silniejszymi i mądrzejszymi...
          Patrzył w puste oczodoły czaszki czując, że może istnieje szansa by w końcu zostać 'kimś'... Znowu wstrzymywał powietrze. Zdając sobie z tego sprawę otrząsnął się gwałtownie i naciągnął rękaw. Co ja bredzę! Co za głupie myśli przychodzą mi do głowy! Rozsunął kotarę i zerwał się z łóżka podchodząc nerwowym krokiem do okna. Zdradzić przyjaciół? Nigdy! Poprzeć potwora? Nigdy! Och, gdzie jest Remus z Syriuszem! To pewnie z głodu umysł płata mi takie figle... James, wracaj szybko z tym eliksirem! Muszę pozbyć się tego paskudztwa!
          Luniak z Łapą zatroskani stanem przyjaciela obiecali, że przyniosą mu śniadanie do dormitorium, pierwszą lekcję i tak mięli dopiero o dziewiątej. Rogacz natomiast stwierdził, że przy okazji kontroli u pani Pomfrey postara się załatwić odrobinę eliksiru niwelującego blizny. Lupin zdołał uleczyć ranę Pettigrew, ale znamię ciągle zdradzało, że to właśnie oni włamali się do gabinetu. Czekoladowe Żaby wróżyły im już wystarczająco dużo kłopotów, chociaż blizny Petera chcieli się pozbyć by nie dokładać ich sobie więcej.
* * *
          James przyspieszył kroku. Zatkał sobie usta sucha bułką tylko dlatego, że musiał coś zjeść. Sam apetyt opuścił go całkowicie, a na widok Czekoladowych Żab które opanowały korytarze mdliło go niemiłosiernie. Mimo iż był wczesny ranek, Ob zdarzył już wszystkim rozgadać, że to właśnie Potter wykupił od niego wszystkie żaby i to on musiał je rozpuścić, chociaż podobno próbował nawet usprawiedliwiać Jamesa słowami 'pewnie same mu uciekły, kufer był nieszczelny, a one wszystkie od początku były jakieś nienormalne...' Panował ogólny zamęt i kwestią czasu było aż Rogacza dorwie McGonagall, czy też po prostu Filch. Jakie było jego zdziwienie gdy po przekroczeniu progu Skrzydła Szpitalnego nie powitała go pani Pomfrey, a sam Dumbledore...
          Przełknął głośno ostatni kęs bułki i starając się zachować wszystkie pozory normalności wszedł do środka.
          -Dzień dobry... -wykrztusił widząc jak dyrektor wkłada do ust fajkę. Po chwili w kierunku sufitu zaczęły unosić się tęczowe obłoczki. Potter zaklął w myślach. Całkowicie zapomniał o sprawie z kradzieżą tytoniu. Po ostatnich wydarzeniach miał wrażenie, że od pierwszego dnia września minęły już całe wieki.
          -Witaj James -mimo wszystko Dumbledore wcale nie wyglądał na zdenerwowanego. Na jego ustach gościł lekki uśmiech, ale Potter już zdążył się przyzwyczaić do maski jaką ciągle nosił dyrektor.
          -Jeżeli chodzi o ten tytoń...
          -Och, całkowicie nie po to tutaj przyszedłem -Albus machnął ręką, puknął fajką o parapet po czym bez obaw wrzucił ją do kieszeni -Chociaż rzeczywiście, obiecałem ci że jeszcze o tym porozmawiamy. Mam nadzieję, że zabawy z ogniem przy jeziorze już ci się znudziły -rzucił w jego stronę spojrzenie znad połówek okularów, w tym samym czasie sięgnął do drugiej kieszeni i zawzięcie zaczął czegoś w niej szukać -Wolałbym żebyś zabrał z mojego gabinetu garść cukierków zamiast tego woreczka. Skoro już o tym mówimy... James, różnych rzeczy można się po tobie spodziewać, ale kradzież? -ręka dyrektora była już po łokieć zatopiona w kieszeni mimo iż jego szata wcale nie wskazywała na to by tam była.
          -Kradzież? A to nie za mocne słowo? -Potter się zaczerwienił. Przecież to był mały woreczek tytoniu... Nikt, niestety poza Dumbledorem, nie zauważyłby takiego braku, szczególnie że w szufladzie było ich mnóstwo.
          -A jak inaczej chciałbyś to nazwać? Zabrałeś czyjąś własność bez jego wiedzy, to właśnie definicja kradzieży -prychnął dyrektor -Och, jest! -wyprostował się wydobywając z kieszeni małą fiolkę z zielonkawym płynem -Pokaż to z czym tu przyszedłeś.
          James bez protestów ściągnął bluzę i podwinął rękaw podkoszulka. Nie miał pojęcia co chciał z nim zrobić Dumbledore, ale wolał to niż drążenie tematu tytoniu. Kątem oka zauważył, że Albus zmarszczył brwi bacznie przyglądając się jego rękom. Rogacz rozwinął bandaż ukazując powoli gojące się przedramię. Niepokojąca myśl wykluła mu się w głowie, Dumbledore pewnie szukał osoby która stłukła butelkę w gabinecie, chciał sprawdzić czy to nie James męczy się teraz z bolesną czaszką na lewej ręce...
          -Wypij to -dyrektor prawie przystawił mu buteleczkę do ust. Potter wziął ją dość niepewnie, powąchał zawartość i przyjrzał się jej pod światło. Naglące spojrzenie dyrektora sprawiło, że zrobił coś całkowicie przeciw samemu sobie: wypił do dna.
          Mikstura smakowała jak z lekka przegniła zupa szpinakowa, ale nie to było najgorsze. Rogacz chciał zapytać co to właściwie było, ale zamiast słów z jego ust wydobył się bliżej niezidentyfikowany dźwięk. Natychmiast zatkał je sobie dłonią. Sam dobrze wiedział do czego było to podobne -do jelenia. Nie raz ryczał tak po przemianie. Przerażony, że Dumbledore odkrył jego kolejną tajemnicę poczuł jak robi mu się słabo, usiadł na łóżku i wlepił swoje osłupione spojrzenie w dyrektora, który na domiar złego wydawał się bardzo zadowolony.
          -Wyśmienicie! -Albus klasnął w dłonie i z szafki obok łózka wziął świeży opatrunek po czym zaczął owijać go wokół ramienia Jamesa -Och, nie bój się, zaraz ci mienie -uspokajał ryczącego Pottera, który zszokowany wydawanymi dźwiękami zjeleniał całkowicie -Specjalnie poprosiłem profesora Slughorna by przygotował ten eliksir.
          -Ale jak mam być spokojny, przecież ryczę! Ryczę jak jeleń na rykowisku! -Rogacz wydarł się na całe Skrzydło Szpitalne nie zauważając, że powrócił mu głos.
          -I powinieneś się z tego cieszyć! Gdybyś zaczął wyć jak wilkołak oznaczałoby to że Remus nieumyślnie cię zaraził. Każda inna mowa potwierdza, że jesteś zdrowy -dyrektor uśmiechnął się naciągając zapinkę na bandażu Jamesa.
          -Och... No to jak tak... To dobrze... To może... Ja już pójdę -szybkim ruchem wciągnął na siebie bluzę i pospiesznie wstał wymijając Dumbledorea.
          -James, jest jeszcze jedna sprawa -dodał spokojnie Albus. Potter zatrzymał się i nim się odwrócił westchnął ciężko -Czekoladowe Żaby.
          -Ach, no tak... -już się bał, że to znowu jakieś podchwytliwe gierki. Na Czekoladowe Żaby był przygotowany, to i tak była kwestia czasu, nie miał zamiaru ściemniać -Wypuściłem je, robiły niesamowity hałas, w dormitorium nie dało się wytrzymać. Chłopaki nie mają z tym nic wspólnego, szlaban należy się jedynie mi...
          -Jesteś tego pewny? -dyrektor wstał podchodząc do Jamesa -Myślę, że jednak ktoś ci towarzyszył -dyrektor podciągnął swoją szatę ukazując prawie niewidoczną bliznę w kształcie czaszki. Potter zamarł. Zapadła długa chwila milczenia wypełniona jedynie miarowym stukotem kropel o szyby w oknach. Rogacz toczył w sobie osobliwa wojnę: powiedzieć, czy skłamać. Miał jednak wrażenie, że wetknęli swoje nosy w coś poważnego, a Dumbledore i tak prędzej czy później wydobyłby z nich prawdę.
          -Gabinet był zawsze otwarty, a te Czekoladowe Żaby, no, to zupełny przypadek... Jakoś tak wyszło...
          -Kto?
          -We czwórkę, ale Peter... -James przypomniał sobie, że miał zwinąć fiolkę eliksiru na blizny dla przyjaciela, w tej chwili jednak wydawało się to zupełnie nieistotne.
          Dyrektor splótł ręce za plecami i bacznie przyglądał się Potterowi marszcząc brwi. Nie miał już siły do tych chłopaków, jeszcze nie minął wrzesień a oni już zdążyli nabroić tyle ile statystycznemu uczniowi zdarza się przez całą karierę w Hogwarcie.
          -Dlaczego zawsze kiedy coś się dzieje to wy macie z tym coś wspólnego... Cóż... Przynajmniej nie muszę daleko szukać -skwitował niezbyt zadowolony -Odejmuję Gryffindorowi dziesięć punktów za włóczenie się po nocy i wypuszczenie żab. Dodatkowo proszę aby cała czwórka stawiła się po kolacji pod moim gabinetem. Sprawa z butelką ma pozostać między nami, zrozumiano?
          James pospiesznie pokiwał głową. Cała jego odwaga i pewność siebie gdzieś wyparowały. Mimo to Dumbledore poklepał go po ramieniu, uśmiechnął się smutno i wolnym krokiem opuścił Skrzydło Szpitalne jakby przed chwilą nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego. Potter czuł natomiast, że wpadli po uszy i wcale mu się to nie podobało.
* * *
          Nauka smoków tylko z pozoru wydawała się taka łatwa. Lily chciała jak najszybciej przyswoić całą teorię by zapewnić sobie miejsce na wycieczce już na samym początku semestru. Nienawidziła odwlekać takich rzeczy w czasie, a była pewna, że wykucie na blaszkę kilku podręczników nie może być niczym trudnym. Jak się jednak okazało -w praktyce wyglądało to zupełnie inaczej.
          Opanowanie wiedzy o dwunastu smoczych rasach było w miarę proste, problem niestety pojawiał się przy krzyżówkach. Nie było w nich żadnych zasad ani logiki, a ciągłe czytanie właściwie o tym samym (grubości skorupek jaj, kształt łusek, kolor oczu, ilość kolców...) stawało się utrapieniem. Lily była załamana. Pierwszy raz w życiu nie potrafiła poukładać sobie tego wszystkiego w głowie. Na widok podręczników dostawała mdłości, a fakt że nie potrafi zapamiętać jaki kształt pazurów ma krzyżówka Rogogoga Węgierskiego z Ogniomiotem Chińskim sprawiał, że nie sypiała po nocach, a jak już się jej udało to śniły jej się ziejące w jej stronę smoki.
          Zatrzasnęła książkę i sięgnęła po najtwardsze ciastko na świecie -orzechowy wypiek Hagrida. Gajowy właśnie postawił przed nią gorącą herbatkę z pokrzywy i z uśmiechem przysiadł się odsuwając jej podręczniki na bok.
          -Bedzie na dzisiaj nauki -stwierdził gładząc z troską główkę sowy Jamesa. T-Rex zdążył się już wybudzić i wyglądał zdecydowanie lepiej niż przy wczorajszej wizycie Lily. Ruda ukruszyła kawałek ciastka i podsunęła sówce. W tym samym czasie ktoś zastukał do okna. Hagrid zerwał się z krzesła z rumorem przesuwając stół, połowa herbaty Evans rozlała się o mało nie zalewając książek.
          -Szponek! -otworzył okiennice, a do środka wleciał jastrząb -Kochany! Co tam przyniosłeś? -Ptak wręczył gajowemu świeżutkie wydanie Proroka Niecodziennego, zatoczył małe kółko po chatce i podleciał do sowy -O! Ładnie! Paczaj jak się witają! To Szponek uratował T-Rexa!
          Na tę pochwałę Lily rzuciła jeszcze pospieszne spojrzenie w stronę jastrzębia i uśmiechnęła się szeroko. Jej myśli powędrowały jednak już całkowicie w innym kierunku. Prorok Niecodzienny. Po ostatnim wydaniu jej stosunek do tej gazety zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Pierwszy raz pojawił się w niej artykuł dotyczący jej osoby, a na domiar złego wstawili jej zdjęcie i jeszcze nazwali 'ruda królową gryfońskich salonów'! 'Gryfonkę kujonkę' jeszcze jakoś by zniosła, ale to? Jak oni mogli! I jeszcze posądzanie ją o romans z Severusem, przecież to jej przyjaciel!
          -O... Prorok Niecodzienny, piszą coś ciekawego? -spytała tonem jakby wcale ją to nie obchodziło. Upiła spokojnie łyk herbatki i odgarnęła rudy kosmyk włosów za ucho. Przyglądała się natarczywie Hagridowi czując, że z niecierpliwości zaraz wyskoczy jej serce.
          -Patrz! Jest artykuł o moich dyńkach -stwierdził dumnie pokazując stronę tytułową Lily -To był zupełny przypadek, najzwyczajniej pomerdały mi się zaklęcia, ale...
          -Coooo! -Ruda już nie słuchała, zerwała się na równe nogi chwytając Proroka w ręce -Dorobili mi rogi! -zapiszczała. Tuż obok artykułu o rewolucjach w ogródku gajowego widniało zdjęcie jej wraz z Remusem, oboje jak już wspomniała mięli dorobione rogi, a na dole widniał napis 'Nie taki prefekt groźny jak go malują' -Dorobili mi rogi -tym razem zaskomlała. Czym prędzej chwyciła swój płaszcz i wrzuciła książki do torby -Wybacz Hagridzie, ale muszę już lecieć. Tym razem im nie daruję! -stwierdziła dobitnie i pogroziła sobie palcem przed nosem.
          -Och, Lily... Kiedy całkiem uroczo wyglądasz z tymi różkami -gajowy podjął próby załagodzenia sytuacji, ale Ruda już zatrzaskiwała drzwi.
          Szybkim krokiem ruszyła w stronę zamku. Głowę miała wysoko uniesioną, pięści zaciśnięte i z trudem powstrzymywała się by nie wyżyć się na pierwszej osobie którą spotkała. Na domiar złego był to Potter... Na szczęście w jego ręce nie wpadł jeszcze nowy Prorok Niecodzienny, bo pewnie gdyby tak było nie darowałby sobie okazji pożartowania z Evans, a minął ją całkowicie neutralnie witając się jedynie tylko kiwnięciem głowy. Zamiast ulżyć Lily, jeszcze bardziej ją to wkurzyło, więc odwróciła się na pięcie w stronę oddalającego się Pottera.
          -Zaraz kolacja! Gdzie ty o tej porze idziesz? -rzuciła chociaż w ten sposób próbując wyładować swoje emocje.
          -Och, pani Prefekt... Jakby pani nie wiedziała... Moja biedna, ranna sowa jest u Hagrida, muszę jej powiedzieć dobranoc bo inaczej nie zasnę -odparł zwieszając usta w smutną podkówkę. Lily zacisnęła wargi. Poczuła się trochę głupio, mogła się domyślić gdzie szedł, szczególnie że kierował się ewidentnie w stronę chatki Hagrida.
          -No tak... -powiedziała już spokojniej -T-Rex wygląda dziś już zdecydowanie lepiej, mam nadzieję, że ty też lepiej się czujesz. Chociaż, wybacz, biorąc pod uwagę fakt, że już zdążyłeś pozbawić Gryffindor dziesięciu punktów a szkołę opanowała epidemia Czekoladowych Żab odpowiedź nasuwa się sama -założyła ręce na piersi i posłała mu karcące spojrzenie.
          Spodziewała się jakiegoś żartu, albo innej, niezbyt grzecznej odzywki z jego strony. Ten jednak tylko wzruszył ramionami i chociaż przywołał na usta jeden z tych swoich szelmowskich uśmiechów w jego spojrzeniu kryło się coś bardziej smutnego. Zamurowało ją. Umysł podpowiadał jej, że ten osobnik nie jest zdolny do takich uczuć i zapewne coś knuje, ale jakoś wewnątrz nie była o tym przekonana. James musiał zobaczyć jej zmieszanie bo natychmiast potargał sobie włosy, przywołał na twarz wyraz 'rozrabiaka w stu procentach' i podszedł do niej pewnym krokiem chowając ręce do kieszeni.
          -Wiesz co Evans... -rzucił luźno zatrzymując się dosłownie kilka cali przed nią -Umów się ze mą, co?
          Wytrzeszcz i zaginiona szczęka gdzieś w trawie -to tak w skrócie co się w tej chwili stało z Lily. Potter proszący ją na randkę?! Niedorzeczność! Nawet odrobinę nie wierzyła w jego dobre intencje, natychmiast w głowie zaczęły pojawiać się jej przeróżne teorie spiskowe. Najzwyczajniej w świecie, nigdy ktoś taki jak on, nie chciałby umówić się z kimś takim jak ona. Była ruda i dodatkowo daleko było jej do kanonu piękności, przynajmniej właśnie za taką się uważała, ponad to była straszną kujonką, a James już od pierwszej klasy ciągle jej dokuczał i mimo, że teoretycznie się przyjaźnili, w większości czasu ciągle się ze sobą kłócili. Jakby tego wszystkiego było jeszcze mało: Potter chodził chyba już z połową Hogwartu, nigdy nie traktował związków na poważnie, takie wrażenie miała Lily, więc za nic w świecie nie chciałaby być kolejną głupią która nabierze się na jego gierki.
          -Że co, proszę? -wykrztusiła w końcu.
          -No... Zapraszam cię na randkę -dodał. Ruda automatycznie popatrzyła na ukośną bliznę na jego brwi której nabawił się na swoim pierwszym meczu Quidditcha, dodawała mu swoistego uroku, zresztą, Potter był przystojny, co w tej chwili działało zupełnie na jej niekorzyść, ale jednocześnie utwierdzało ją w myśli, że było niemożliwym by chciał się z nią umówić w szczerych intencjach.
          -Zgłupiałeś? -prychnęła na co James aż drgnął, nie do takich odpowiedzi był przyzwyczajony -Co ty znowu knujesz, hę? Chodzi o to, że zostałam prefektem?! A może, o to że Prorok Niecodzienny nagle się mną zainteresował?! Chociaż jakby na to nie patrzeć, gdybym nie została prefektem pewnie by o mnie nie pisali! Nagle stałam się godna twojego zainteresowania?! Ach, nie, nie, nie!!! -Lily olśniło -No tak...W pierwszej klasie była Mary, w trzeciej Dorcas, teraz ja, a Emmelina kiedy? Zostawiłeś sobie ją na siódmą klasę?! Co?! Posucha?! Łapiesz się za koleżanki?! Za honor sobie przyjąłeś, że będziesz chodzić ze wszystkimi dziewczynami w Hogwarcie?!
          -Eeee, Lily...
          -Nie przerywaj mi! Kolekcjonujesz dziewczyny jak puchary z Quidditcha, albo te swoje dinozaury nad łóżkiem! Koniecznie musisz mieć wszystkie! Myślisz, że dam się nabrać?! Nie ma mowy!
          -Ale...
          -Żadne ale! Nie jestem głupia! Jak w ogóle możesz, co? Nie wystarczająco się już ze mnie ponabijałeś? Mało ci tych żartów, tego wszystkiego? -w jej oczach zalśniły łzy -Och, idź już! Do T-Rexa, na kolację i spać! Natychmiast! Bo powiem McGonagall, że się włóczysz po nocy! -odwróciła się na pięcie i pobiegła do zamku zostawiając zamurowanego Pottera samego na środku ścieżki.
* * *
          Drzwi dormitorium dziewczyn trzasnęły z hukiem na co Dorcas spadła z miotły na której wisiała pod sufitem głową w dół, Mary pomalowała sobie czerwonym lakierem do paznokci całego palca, a Emm schowała twarz za książką którą czytała, przerażona jakby do pokoju wpadł właśnie co najmniej dementor.
          -Na gacie Merlina, co się stało kochanie? -MacDonald pospiesznie zakręciła lakier i dmuchając na paznokcie wstała by szybko uściskać zapłakaną przyjaciółkę. Lily wybuchnęła gwałtownym szlochem i przez dobre kilka minut nie była w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. We cztery usiadły na łóżku Rudej i zasłoniły kotary, robiły tak zawsze gdy zbierało im się na poważniejszą rozmowę.
          -No bo... W Proroku Niecodziennym... Mam rogi i... I Potter...
          -Och, co ten gnojek znowu zrobił? Skopię mu tyłek na następnym treningu! Śmiał się z rogów?! Ja mu dam! -Dorcas uderzyła pięścią w dłoń i zmarszczyła gniewnie brwi. W połączeniu z zarostem którego nabawiła się na wczorajszych Eliksirach wyglądała naprawdę groźnie. Broda już jej prawie cała wypadła, ale wąsy dalej się trzymały, a pani Pomfrey stwierdziła, że mogą utrzymać się nawet do tygodnia. Wszystko natomiast było winą Syriusza, który strącił ręką wszechobecnego Znicza Pottera wprost do kociołka Meadowes, obryzgując ją przy okazji eliksirem który warzyła, a był to specyfik na porost włosów. Najbardziej ucierpiała jej szata która zamieniła się w wielkie, włochate futro, ale niestety kilka kropel padło również na jej twarz zamieniając ją w faceta. Dziwnym trafem Srebrny Znicz Jamesa nie ucierpiał na tym wcale, co Dorcas przyjęła za jawną niesprawiedliwość.
          Panna Meadowes była tą najbardziej żywiołową z czwórki przyjaciółek. Wszędzie było jej pełno, najlepiej dogadywała się z chłopakami, trzymała z huncwotami sztamę, a nawet zdarzało się, że pomagała im przy największych numerach. Jako jedyna z dziewczyn miała na swoim koncie jakiekolwiek szlabany, grała również w Quidditcha na pozycji ścigającego i wierzcie mi lub nie -nie chcielibyście spotkać jej w przeciwnej drużynie. Na miotle zmieniała się w żywy tajfun i nie sposób było ją opanować. Ciągle roześmiana, zabawna, nie opuszczała żadnej imprezy i jak na damską wersję huncwota przystało- miała wstręt do ślizgonów.
          -Nie, nie... Jeszcze nie -Ruda zaszlochała -On się chciał ze mną umówić! -znowu wybuchnęła rzewnym płaczem.
          -Lily! I dlatego rozpaczasz? -Mary zachichotała -Przecież James jest taki przystojny! I słodki! No... Pomimo swoich kilku wad, ale tacy niegrzeczni chłopacy zawsze mnie kręcili -zamrugała swoimi długimi rzęsami -Och, pamiętam naszą randkę! -znowu zachichotała -To było w pierwszej klasie, więc nawet nie wiem czy się liczy -prychnęła -Był taki uroczy! Taki jeszcze dzieciaczek, ale uroczy! A teraz wyrosło z niego super ciacho! Jakby mnie znowu zaprosił nawet chwili bym się nie wahała -znowu się zaśmiała.
          Mary była tą piękną, tą z którą chciał umówić się każdy. Ciągle była w kimś zakochana i ciągle był to ktoś inny. Już od pierwszej klasy chodziła na randki średnio raz w tygodniu. Owszem, była śliczna a do tego piekielnie inteligenta i może nie zawsze poświęcała wystarczająco uwagi nauce to bez problemu udawało jej się urokiem osobistym i olśniewającym uśmiechem odroczyć pracę domową na dzień później lub dwa.
          -Ja też bardzo dobrze wspominam randkę z Potterem -odezwała się Meadowes -Poszliśmy wieczorem na boisko, miało być romantycznie, ale skończyło się na tym, że graliśmy w Quidditcha zaczarowanymi kasztanami, bez mioteł i cali byliśmy utytłani w błocie -uśmiechnęła się szeroko -Miłości z tego żadnej nie było, zostaliśmy przyjaciółmi i trafiłam do drużyny! Najlepsza randka w moim życiu! On naprawdę nie gryzie Lilka, nie bój się.
          -Och! Ale on umawia się ze wszystkimi! Przecież to jasne, że nie chce się ze mną umówić bo... Bo... Bo chcę, tylko pewnie dla żartów -zaszlochała wyciągając z kieszeni pomięty numer Proroka Niecodziennego -Zawinęłam z pokoju wspólnego...
          -O nie! Moje kudłate zdjęcie! -załamała się Dorcas, na co Mary wyrwała jej gazetkę z ręki.
          -Uważam, że zbyt pochopnie oceniasz Pottera, a co do rogów, zaraz sprawdzimy o co chodzi, och, widzisz? 'Nie taki prefekt groźny jak go malują!' Brzmi dobrze!
          Przez następne kilka minut trwało czytanie artykułu i dokładne analizowane każdego zdania osobno. Okazało się, że całość ma tyle związanego z Lily co i nic i właściwie nie ma się czym przejmować, a głównie chodziło o huncwotów i obawy, że nowi prefekci wybiją im rozrabianie z głowy.
          Osobą która najmniej odzywała się podczas dyskusji była Emmelina, a wszystko przez nieprzyjemny ucisk w żołądku który dopadł ją na wieść, że James chciał umówić się z Lily. Jej nigdy, nikt nie zaprosił na randkę, a teraz na dodatek była jedyną z przyjaciółek, której nie zaprosił Potter, ten Potter. Zrobiło jej się strasznie przykro i jakoś nie mogła skupić się na analizowaniu artykułu i pocieszaniu Rudej. Była najwyższą z dziewczyn i najbardziej zakompleksioną. Miała długie, ciemne włosy którymi zakrywała najbardziej nielubiany przez nią element ciała- długą szyję. Mimo zapewnień przyjaciółek, wcale nie czuła się atrakcyjna. Była najbardziej cicha i spokojna, lubiła się uczyć, chociaż wiedza nie wchodziła jej do głowy z równą łatwością co chociażby Lily, oceny więc miała zadowalające, ale daleko było jej do prymuski. Czytała mnóstwo książek, nie tylko podręczników i zdecydowanie gotowała najlepiej z całej czwórki.
          -A co odpowiedziałaś Potterowi? No wiesz... Jak cię zaprosił? -spytała nieśmiało czując mimo bólu ogromną ciekawość.
          -No... Żeby się wypchał, tylko ubrałam to w trochę dłuższą wypowiedź -odparła Lily i wytarła ostatnie łzy wierzchem szaty. Po rozmowie z przyjaciółkami zrobiło jej się dużo lepiej i nawet czuła dumę, że tak się postawiła Jamesowi.
          Wszystkie zaśmiały się, chociaż nie wszystkich śmiech był szczery.
* * *
          Stali przed biurkiem dyrektora czekając, aż ten skończy notować coś w wielkiej księdze przed sobą. Panowała grobowa cisza przerywana jedynie przez skrobanie pióra o pergamin. James z Syriuszem byli w gabinecie dyrektora już nie raz, tylko gdy Dumbledore był naprawdę wściekły przyjmował uczniów u siebie. Remus przez wzgląd na swoją wilkołaczą przypadłość i fakt, że został prefektem. również obeznał się już z gabinetem Albusa, inaczej rzecz miała się z Peterem. Z zafascynowaniem kręcił swoimi małymi oczkami na wszystkie strony, chłonął każdy szczegół i z wielkim trudem panował nad tym by nie przejść się po pomieszczeniu, albo chociaż okręcić kilka razy głowę.
          W końcu dyrektor odchrząknął, odłożył pióro, poprawił okulary na nosie i z uwagą zaczął przyglądać się pokornym twarzom zebranym przed nim.
          -Okłamałem was -stwierdził w końcu, huncwoci oniemieli racząc dyrektora krótkimi spojrzeniami spod spuszczonych głów -Świstoklik który znaleźliśmy we Wrzeszczącej Chacie wcale nie uległ autodestrukcji. Miałem nadzieję, że gdy tak wam powiem nie będziecie go szukać, niestety pech chciał, że i tak go znaleźliście -Dumbledore wstał i zaczął przechadzać się po swoim gabinecie -Był zabezpieczony potężnym zaklęciem, jedynie Śmierciożercy z Mrocznym Znakiem mogli się nim poruszać. Wrzeszcząca Chata została swoistym przystankiem do kryjówki Voldemorta. Potrzebowaliśmy czasu by złamać zaklęcie i dostać się do niego. Chociaż pewnie już dawno zmienił swoją siedzibę, dałoby nam to pewną przewagę -zatrzymał się i utkwił swoje spojrzenie w chłopcach -Niestety zeszłej nocy zniszczyliście Świstoklik i szansa którą zyskaliśmy zniknęła bezpowrotnie.
          Cisza która zapanowała w gabinecie zgęstniała do tego stopnia, że bez problemu można było zawiesić siekierę w powietrzu. W końcu Dumbledore podszedł do swojego biurka, wziął z niego niedużą fiolkę i kiwnął głowę w stronę Petera.
          -Pokaż rękę -dodał spokojnym, ale strapionym głosem na którego dźwięk Remusowi ścisnęło się gardło.
          Pettigrew podciągnął rękaw szaty i wyciągnął drżącą rękę w stronę dyrektora. Kilka kropel eliksiru spłynęło na bliznę i zamigotało w kolorach zorzy. Znamię wyraźnie zbladło zostawiając po sobie ledwo widoczną poświatę.
          -W ciągu dwóch dni zniknie całkowicie -nikt prócz dyrektora nie miał odwagi się odezwać -Jak to się mówi: kłamstwo ma krótkie nogi, potraktuję to co się wydarzyło jako karę i naukę na przyszłość. Mam również nadzieję, że zdajecie sobie sprawę z powagi sytuacji w jaką się wmieszaliście i tak jak ja, wyciągniecie z niej pewne wnioski. Jutro mamy dzień wolny, prawda? To niesprawiedliwe by Argus Filch spędził go czyszcząc zamek z czekolady i łapiąc Czekoladowe Żaby, czyż nie? Zatem wy się tym zajmiecie -pokiwali z zapałem głowami -A teraz życzę wam dobrej nocy i mam nadzieję, że tym razem spędzicie ją grzecznie w łóżkach.
          Dyrektor znowu usiadł za biurkiem i zabrał się za notowanie czegoś w księdze. Huncwoci rzucili kolejno pełne skruchy przeprosiny i po cichym pożegnaniu opuścili gabinet.

6 komentarzy:

  1. Cześć!
    No, no, rozdział ciekawy. Zaczęłaś ostro, bo najwyraźniej zdradzieckie tendencje Petera zaczynają się ujawniać. Aż szkoda myśleć o tym, że w końcu je zrealizował...
    Ech, Lily jak zwykle histeryczna, ale bardzo spodobała mi się wzmianka o dinozaurach nad łóżkiem Jamesa, to takie słodkie :)
    Wprowadzenie nowej postaci, Emmeliny, było dobrym posunięciem, zwłaszcza że zrobiłaś to bardzo zgrabnie i opowiedziałaś nam fragmencik jej "tła", a to właśnie uwielbiam w Twoim opowiadaniu.
    Kompletnie nie spodziewałam się, że sytuacja z butelką okaże się aż tak poważna! To straszne i przykre, że szansa tropienia Śmierciożerców już nie istnieje, chociaż kto jak kto, ale Dumbledore bardziej powinien zabezpieczać takie ważne artefakty. No, ale przynajmniej wpłynęło to na Huncwotów znacznie bardziej niż jakikolwiek szlaban, więc chociaż tyle dobrego.
    Rozdział bardzo ciekawy i udany ;)
    Z pozdrowieniami
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej ;) Tam, myślę, że decyzja jaką podjął Peter zdradzając przyjaciół jest na tyle poważna, że musi mieć porządne podłoże :)
      Bałam się trochę, że Emmelina wyjdzie za smutna ;P Mam jednak co do niej poważniejsze plany i chciałam zrobić małe wprowadzenie do jej osobowości ;)
      Co do Albusa, jak widać zawsze miał problemy z porządnym ukrywaniem czegokolwiek ;P Zwierciadło Ain Eingarp stało sobie w dostępnej dla wszystkich nieużywanej klasie, Kamień Filozoficzny wydawałoby się, że był świetnie ukryty a i tak trójka pierwszoklasistów poradziła sobie bez większych problemów ;P Z zabezpieczonym magicznie gabinetem nie było inaczej ;P
      Dziękuję za komentarz ;)))

      Usuń
  2. Hej :)
    Rozdział wspaniały. Tak jak poprzednie.
    A twój pomysł z Prorokiem Niecodziennym wspaniały i taki oryginalny, że ja cię kręcę.
    O co Lily jak denerwuje się na Proroka? :) hehe różki na serio dodają jej uroku.
    Em wydaje się uroczą i milutką postacią. Już mocno ją polubiłam. Mam nadzieję, że znajdzie miłość. Bo coś mi się wydaje że Potter nie jest odpowiednim partnerem na chłopaka ;)
    Albus Albus Albus. co ci mówiłam?! Zabezpieczaj te swoje zabawki lepiej! Naszą grającą pralkę też znaleźli ... eh :D
    No chłopaki , wy to zawsze dowiadujecie się fajnych smaczków ;) farta macie. Ale przestańcie wtykać nosa w nie swoje sprawy, bo to się na was kiedyś zemści :D
    Peter ... o nim nic nie będę pisać. Wszystko o nim wiadomo.
    Pozdrawiam i życzę weny ;)
    I zapraszam do siebie na : hogwartpannybenson.blogspot,com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej ;) Lily nie przywykła do tego by o niej pisali, jest trochę w szoku i jak widać na razie bardzo to wszystko przeżywa ;P Pewnie się obawia, że zepsuje to jej nienaganną reputację, szczególnie wśród grona pedagogicznego :P
      Dziękuję serdecznie za komentarz i miłe słowa, z pewnością zerknę do Ciebie ;)))

      Usuń
  3. Hej,
    W końcu przychodzę z komentarzem. Tak to już niestety jest w moim przypadku, na początku września narobiłam sobie zaległości i teraz cały czas muszę je gonić, ale jeśli długo się nie pojawiam, możesz być pewna, że w końcu tutaj zajrzę.
    A więc przechodząc do rozdziału: bardzo mi się podobał. Zresztą jak każdy.
    Na początku pomyślałam sobie, że może chcesz to przedstawić w taki sposób, że Peter został Śmierciożercą przez przypadek i ta blizna będzie go jakoś przenosiła na tę ciemną stronę, ale jednak nie :D Chociaż to byłby ciekawy pomysł.
    W każdym razie, spodobały mi się te jego przemyślenia. Widać, że ze znakiem czuje się silniejszy, a właśnie o to mu chodzi. Dobrze, że na razie wyrzuca myśli o Voldemorcie z głowy.
    Podczas rozmowy Jamesa z Dumbledorem cały czas zastanawiałam się, o co chodziło z tą butelką. Dyrektor był dość tajemniczy, no ale na koniec rozdziału wszystko się wyjaśniło.
    Rozmowa Jamesa i Lily była urocza i ogromnie mi się spodobała. Evans nie powinna się tak przejmować Prorokiem Niecodziennym, ale rozumiem jej obawy związane z randką z Potterem. Świetnie je opisałaś.
    James jak zwykle był kochany i na pewno łatwo nie odpuści teraz, kiedy mu odmówiła.
    Ok, dalej. Podoba mi się też relacja dziewczyn i to, że są tak zgrane. Miło, że pocieszały Lily i może kiedyś uda im się przemówić jej do rozumu, żeby zgodziła się na tę randkę.
    Postać Emmeliny rzeczywiście jest bardzo ciekawa i już ją polubiłam. Jestem ciekawa, jak dalej potoczy się jej wątek.
    I na koniec. Okazało się, że Huncwoci znowu narozrabiali, chociaż byli wyraźnie skruszeni. Nie spodziewałam się, że tak wyjaśni się sprawa butelki. Dumbledore powinien ją bardziej ukryć, ale jak już wytłumaczyłaś w komentarzu wyżej, niezbyt mu takie rzeczy wychodzą.
    Dodam jeszcze, że rozbawiła mnie ta sytuacja z Dorcas i jej zarostem. Podczas czytania tego rozdziału przypomniałam sobie te zdjęcia z Proroka, którego czytałam już chyba kilka tygodni temu :)
    To chyba tyle, mam nadzieję, że o niczym nie zapomniałam.
    Pozdrawiam gorąco :*
    Optimist

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny rozdział :) dobrze, że Lily wygłosiła swoją ,,przemowę" w miarę normalnie a nie krzyczała jak na innych blogach. Ten wątek ze śmierciożercami też jest ciekawy. Mam nadzieję, że wszystko bardziej się rozwinie :>

    OdpowiedzUsuń