niedziela, 18 października 2015

6 Rozdział 'Obrona Przed Uosobieniem Czarnej Magii'

           Minął prawie tydzień od feralnego weekendu który huncwoci spędzili na oczyszczaniu zamku, niestety, pomimo ich, naprawdę szczerych, chęci, czekoladowe potwory ciągle skądś się wyłaniały. Całą czwórką schodzili własnie na śniadanie gdy segment magicznej klatki schodowej zagrzmiał złowrogo nagle zmieniając kierunek swojego obrotu, a jedna z Czekoladowych Żab spadła z górnych partii roztrzaskując się na głowie Petera Pettigrew. Glizdogon westchnął ponuro i po chwili bezradnego gapienia się przed siebie strzepnął leniwym ruchem ręki resztki czekolady ze swoich włosów. Na twarzach pozostałych huncowtów malowała się równie wielka obojętność na zaistniałą sytuację, było to dla nich na tyle normalne, że Black nawet nie pokusił się o odwrócenie wzroku w kierunku swojego przyjaciela.
          -Jeden do miliona dla Czekoladowych, tfu, Żab -mruknął jedynie James.
          W Wielkiej Sali panował dziwny spokój i otępienie. Spowodowany był on pewnie przez straszną pogodę która utrzymywała się bez większych zmian od początku września. Nawet dyrektor wyglądał jakoś smętnie, chociaż, pamiętając o ostatnich zdarzeniach, w jego przypadku przyczyna mogła leżeć w czymś całkowicie innym. Remus opuścił głowę czując jak odznaka prefekta ciąży mu na piersi. Wyrzuty sumienia dręczyły go bez ustanku, całkowicie stracił apetyt i jedyne czego pragnął to pokutnie zatopić się w lekturze 'Historii Magii w szczegółach'. Gdyby mógł cofnąć czas...
          Przez salę przetoczyło się charakterystyczne chrząknięcie. Wszystkie oczy odwróciły się w stronę dyrektora który wdrapywał się własnie na krzesło. W końcu Dumbledore uśmiechnął się szeroko, uniósł dłonie przed siebie i zaklaskał dwa razy. Pochmurne niebo 'zdobiące' sufit Wielkiej Sali zakotłowało się i wessało się we własnie powstałą miniaturową trąbę powietrzną. Słońce zalśniło tak gwałtownie, że żaden wampir nie zdołałby schronić się na czas i z pewnością natychmiast zginąłby w 'wypadku słonecznym'. Nad głowami wszystkich zebranych w Wielkiej Sali pogoda odmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni i mimo, że spoglądając w okna nie trudno było ukryć faktu, że to jedynie iluzja, wszystkie twarze natychmiast się rozpromieniły. Gromkie brawa pomogły zejść Dumbledoreowi z krzesła. Dumny dyrektor sięgnął po croissanta i z nowym apetytem zabrał się za kontynuację śniadania co jakiś czas strzepując okruszki ze swojej okazałej brody.
          -Szkoda, że całe niebo nad Hogwartem nie jest zaczarowane -Black właśnie nakładał sobie dokładkę jajecznicy -Może trening zrobimy w Wielkiej Sali?
          -Zapomnij -odpowiedź Wooda padła natychmiast.
          Przeciągły jęk Syriusza przerwał trzepot skrzydeł dziesiątek sów które przybyły z poranną pocztą. W obrzydliwą owsiankę Jamesa (tak, sam się zastanawiał dlaczego właściwie jej sobie nałożył, chyba było zbyt rano na logiczne myślenie) również coś wpadło. Rogacz chwycił rulonik i zdecydowanym ruchem odsunął miskę. Od dawna czekał na odpowiedź od ojca, straszne bazgroły oznaczały, że właśnie nadeszła.
          -Znowu list miłosny? -zagadał Peter widząc jak James z zapałem wręcz pochłania pergamin w całości.
          Potter westchnął i zwinął kartkę chowając ją do kieszeni. Kątem oka zerknął na Lily, pewnie podświadomie sprawdzając jak zareaguje na pytanie Glizdogona, ta jednak schowała się już za Prorokiem Codziennym i tyle widział jej piękne zielone oczy.
          -Tata -odparł posyłając porozumiewawcze spojrzenie w stronę Luniaka i Łapy.
          Chwycił największą bułkę jaka leżała w koszyku i wydrążył jej środek pożerając go z dużą ilością dżemu malinowego i masła. Do miseczki jaka powstała z reszty bułki przełożył całą zawartość talerza z marynowanymi w ziołach szprotami i zadowolony otrzepał ręce z okruszków.
          -Chyba nie masz zamiaru tego jeść... -Syriusz zaczął obawiać się o zdrowie swojego przyjaciela, jeszcze brakowało żeby James popił dżem z rybami mlekiem.
          -To nie dla mnie -zapewnił i wstał od stołu kończąc śniadanie. List od taty przypomniał mu o pewnej bardzo ważnej rzeczy do której zbierał się już od dawna, a mianowicie, chciał podziękować jastrzębiowi który ocalił jego sowę.
* * *
          Wejście do sowiarni z porcją zapachnistych szprotek przeznaczonych tylko dla jednego osobnika nie było najlepszym pomysłem. Wszystkie ptaki odwróciły głowy w jego stronę i zaczęły przyglądać się mu z uwagą, przebierając nerwowo nogami i pohukując. Rzadko kiedy jedzenie samo do nich przychodziło, więc ciekawość była wielka.
          -Szponek! -krzyknął Potter, mając nadzieję, że to wystarczy. Jednak zamiast jastrzębia pojawił się T-Rex z radością machając małymi skrzydełkami -To niekoniecznie dla ciebie -Rogacz mruknął pod nosem, ale podsunął bułkę pod dziób sówce która przysiadła mu na ramieniu -Gdzie twój wybawca, hę? -T-Rex chwycił jedną szprotkę i po chwili spoglądania to na swojego właściciela, to na róg obfitości jaki trzymał w ręce, wzbił się w powietrze, zakręcił kółko wokół Pottera i wyleciał z sowiarni.
          Rogacz natychmiast pobiegł za nim z ulgą żegnając śliniące się sowy. Nie podejrzewał, że pupil mógłby go zrozumieć, ale coś go tchnęło żeby lepiej się stamtąd ewakuować nim cierpliwość sów się skończy.
          T-Rex zygzakiem poleciał w stronę Chatki Hagrida i dopiero tam przysiadł na słupku nowego ogrodzenia którego stawianiem był właśnie zajęty gajowy.
          -James! Fajnie, że wpadłeś! I jak ci się widzi? Jeszcze rozciągnę siatkę na górze i bedzie gotowe! -olbrzym pokiwał głową podziwiając swoje dzieło. Ogrodzenie było oczywiście swoistą klatką na latające dyńki z którymi zmagał się gajowy, niestety zdjęcie zaklęcia okazało się nie lada sztuką. Dynie wciąż rosły, a wraz z nimi ich skrzydła. Podobno kilka z nich już dawno odleciało, a ktoś widział je fruwające wokół wieży astronomicznej, jednak Hagrid nigdy by się nie przyznał, że ich nie upilnował -Cholibka, przywiązałem się do nich -pociągnął nosem. W tym samym czasie coś przeleciało przy uchu Pottera porywając z jego rąk bułkę która powoli zaczęła przemiękać przez oleistą marynatę ze szprotek i lekki deszczyk który znowu zaczął siąpić.
          -Och, właśnie... -Rogacz tylko machnął ręką rozpoznając Szponka który zadowolony przysiadł na dachu domku Hagrida i zaczął pałaszować skradzione ryby. Nie minęła chwila a obok pojawił się oczywiście T-Rex -Przywiązałeś się do dyń? -James zarzucił kaptur na głowę i z lekko zaniepokojoną miną przyglądał się koślawemu ogrodzeniu.
          -Bo z tymi skrzydełkami są takie... Takie bardziej żywe niż były. Takie trochę smoczki, tylko no... Bardziej okrągłe. Pączuś! Gdzie ty lecisz?! Wracaj natychmiast! -gajowy delikatnie ściągnął odlatującą dynie uważając by nie zerwać jej łodygi -Trzymaj się Dropsa bo jeszcze mi zginiesz...
          -Hagrid, ty je wszystkie nazwałeś?
          -No, ekhem, cóż... Och! Witam panie psorze, nie zauważyłem pana!
          James odwrócił się w stronę w którą patrzył własnie lekko zakłopotany gajowy. Spodziewał się, że zobaczy tam Dumbledorea, tylko on potrafił, według mniemania Pottera, pojawiać się i znikać bezszelestnie. Jego oczom ukazała się jednak postać w której natychmiast rozpoznał nowego nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią, Igitura Evanescunta. Właściwie to pierwszy raz widział go na żywo. profesor przyjechał do Hogwartu dopiero tydzień temu i nie prowadził jeszcze lekcji dla piątorocznych Gryffonów. Jednak wystarczyło zdjęcie w gazetce i barwne plotki by natychmiast go rozpoznać.
           Był wysokim, bardzo chudym mężczyzną o lekko przekrzywionym, dość długim nosie. Cerę miał mleczno -białą, spojrzenie rónobarwnych oczu bardzo przeszywające i zdecydowanie nieprzyjemne. Sam wyraz twarzy już miał skwaszony jakby właśnie miał zjeść porcję robaków. Włosy czarne, zapuszczone do brody i ciężkie od deszczu. W tej chwili Jamesowi bardzo przypominały włosy Smarka, chociaż wiedział że nie są tłuste a po prostu mokre. Jego oryginalny, raczej odstraszający wygląd, podkreślał ostry makijaż oczu, ust i liczne tatuaże które akurat w tej chwili jedynie tylko trochę wystawały zza czarnych mankietów koszuli. Paznokcie również miał pomalowane, jakżeby inaczej, na smolisty kolor. Nie był ubrany w szatę nauczycielską, miał na sobie ciemny, obcisły garnitur i do tego błyszczącą, czarną pelerynę z kapturem z którego jednak nie skorzystał. Na nogach miał dokładnie wypolerowane pantofle z bardzo długimi noskami i oczywiście, srebrny łańcuch przewieszony między kieszeniami kamizelki, jako dopełnienie outfitu.
          Mrok wręcz od niego emanował. James zastanawiał się skąd Dumbledore wytrzasnął takiego dziwaka i dlaczego wcześniej nikt o nim nie słyszał, wyglądał raczej na kogoś z potężnego, bogatego rodu.
          -Panie Profesorze, nie psorze. Jeśli łaska -wytrzeszczał Igitur. Tak, wytrzeszczał, to chyba najodpowiedniejsze słowo na opisanie jego głosu. Mówił jakby każdy wyraz był tym ostatnim i jakby zaraz miał wyzionąć ducha zostawiając po sobie jedynie świszczący dźwięk powietrza opuszczającego jego płuca. Potterowi włosy zjeżyły się na karku. Jakby miał sobie wyobrazić uosobienie Czarnej Magii- byłby to profesor Igitur -Rubeus Hagrid, jak mniemam. Gajowy oraz strażnik kluczy -wypowiadał się bardzo wolno z nutą obojętnej pogardy.
          -Tak... Panie Profesorze, czym... Czym mógłbym służyć?
          Na słowo 'służyć' kąciki ust Evanescunta drgnęły nieznacznie do góry, natomiast jego oczy zamigotały zamieniając się kolorami.
          -Cóż, dziś zapoznaję się jedynie z okolicą -swoje spojrzenie utkwił w Zakazanym Lesie, wpatrywał się w niego z takim zapałem, że i James zerknął w jego stronę -Rozumiem, że to właśnie ty pilnujesz granicy z Lasem i dbasz o... Bezpieczeństwo.
          -No... Właściwie... Są zaklęcia, ale owszem...
          -Wyśmienicie -przerwał mu profesor tracąc nim zainteresowanie. Spojrzenie swoich równobarwnych oczu przeniósł teraz na Pottera.
          -Jak się nazywasz, młodzieńcze?
          -Potter, James Potter.
          -No proszę... Syn Fleamonta -imię ojca Jamesa wypowiedział z wyraźnym niesmakiem, jednak natychmiast uśmiechnął się mierząc go wzrokiem -Kto by pomyślał. Hektolitry sprzedanego eliksiru 'Ulizanna', czyż tak? A dzieciak wygląda jakby w życiu nie użył nawet grzebienia -prychnął jednym kiwnięciem nadgarstka ściągając mu kaptur -Buntowniczy charakter? Podoba mi się -tym razem wyraźnie się uśmiechnął odsłaniając zęby pokryte srebrnymi nakładkami.
          Potter przeczesał włosy ręką i z powrotem naciągnął kaptur mierząc profesora niezbyt zadowolonym spojrzeniem. Nie podobało mu się ciągłe porównywanie go do ojca, szczególnie, że wszyscy kojarzyli go tylko z sukcesu jaki osiągnął po wynalezieniu eliksiru 'Ulizanna', a jakoś nikt nie wspominał nigdy o tym jakim świetnym jest aurorem. Przecież już od dawna nie zajmuje się zawodowo eliksirami...
          -Zobaczymy co z ciebie za ziółko -skwitował Igitur przywołując poprzedni wyraz twarzy mordercy specjalizującego się w torturach -Tymczasem żegnam, do zobaczenia na lekcji -Kiwnął nieznacznie głową i odwrócił się w stronę zamku.
          James z Hagridem milczeli nie spuszczając wzroku z profesora dopóki nie zniknął im z oczu. Mięli nieprzyjemne wrażenie, że gdy tylko stracą uwagę Evanescunt nagle się do nich telepotruje i rzuci się na nich jak wampir.
          -Nieprzyjemny typ... -gajowy zacisnął usta i westchnął przez nos głęboko.
          -Ciężko uwierzyć, że to Dumbledore go tu zatrudnił.
          -Nie miał innego wyjścia, cholibka... -Hagrid przerzucił sobie siatkę przez ramie i ruszył do ogrodzenia.
          -Jak to?
          -No... Właściwie, żadna to tajemnica. Początkowo Obrony przed Czarną Magią miał uczyć Lamora, ale wiesz... Co się stało. Zaraz po... Po tym wszystkim, przyszło zgłoszenie Igitura Evanescunta, Dumbledore zwlekał, liczył, że może znajdzie się kto inny... Wieki czekać nie mógł.
          Potter jeszcze raz spojrzał w stronę gdzie zniknął profesor. Deszcz rozpadał się na dobre, więc Hagrid dał sobie spokój z zakładaniem siatki. Chciał zaprosić Jamesa na herbatkę, ale ten zaraz miał udać się na lekcję, lekcję Obrony przed Czarną Magią.
* * *
          Profesor Igitur przechadzał się powolnym krokiem po klasie z przyjemnością wsłuchując się w grobową ciszę jaka w niej panowała i odgłos swoich kroków rozbrzmiewających z przesadnym echem. Lubił strach jaki wzbudzał w tych wszystkich młodych twarzach które natarczywie się mu przyglądały, ale za każdym razem spuszczały wzrok gdy spojrzał w ich stronę.
          -Profesor Igitur Evanescunt -wysyczał w końcu, z upojeniem rejestrując wystraszone drgnięcia kilku z uczennic -Przybyłem do Hogwartu by uczyć Obrony przed Czarną Magią... W moim mniemaniu nie da się bronić przed czymś czego się nie zna -przejechał paznokciami po jednym ze stolików. Domyślał się, że nie jednemu właśnie włos zjeżył się na karku -W Instytucie Magii Durmstrang, który ukończyłem, wykształcenie z tej dziedziny magii stawiano zawsze na pierwszym miejscu. Oczywiście wiecie, czarna magia nie jest karalna... -przystanął rejestrując wyrazy twarzy swoich podopiecznych -Wyjątkiem są tylko i wyłącznie zaklęcia niewybaczalne -dodał jakby był to jedynie malutki kruczek w umowie -Czarna Magia to w dużej mierze atak, a co jest na niego najlepszą obroną? Pewnie, że atak -zaśmiał się.
          -Przejdźmy do tematu lekcji -nagle spoważniał szybkim krokiem zmierzając pod tablicę. Zatrzymał się dopiero na katedrze, odwrócił się do klasy i przysiadł na biurku -Śmierć, ból i władza -wysyczał a na tablicy wielkie czarne pióro zapisało krwawym atramentem 'Avada Kedavra, Cruciatus, Imperius'. Atrament spływał z tablicy jakby rzeczywiście była to krew -Zaklęcia niewybaczalne, a dlaczego? Pewnie dlatego, że ciężko się przed nimi uchronić -zachichotał jakby był to świetny żart -A więc, na początku: Avada Kedavra. My się tu uczymy o obronie, tak? Eh, no więc, nikomu, nigdy, przenigdy nie udało się wyczarować tarczy by ochronić życie przed tym zaklęciem, ale... Są pewne sposoby, dla was równie nierealne, mianowicie: Horkruks, Priori Incantatem i jakże by inaczej... Miłość -zaśmiał się z kpiną.
* * *
          Zajęcia zakończyły się z pracą domową- różną dla wszystkich. Profesor każdemu z osobna przydzielił jedną z możliwości obrony przed którymś z Zaklęć Niewybaczalnych i kazał na jej temat napisać wypracowanie na co najmniej cztery stopy. Lily z odraza zanotowała, że ma opisać działanie Miłości na Avadę Kedavrę i z, prawie, łzami w oczach opuściła lochy w których odbywały się zajęcia.
          -Jak on może uczyć nas o takich rzeczach... Całe zajęcia tylko o Zaklęciach Niewybaczalnych, a ile było w tym obrony? 'O obronie napiszecie sobie pracę domową' -zacytowała Igitura wraz z trzeszczeniem -I gdzie ja niby znajdę cokolwiek o wpływie Miłości na... Na to paskudne zaklęcie! W żadnej dostępnej książce nic o tym nie ma, wiem, bo przestudiowałam zdecydowaną większość...
          -Jest jeszcze dział ksiąg zakazanych -wtrącił Snape któremu wręcz przeciwnie, zajęcia bardzo się podobały. Owszem, profesor nie ćwiczył z nimi zaklęć, ale nie raz pokazywał jaki gest ręką wykonuje się przy ich rzucaniu -rzekomo by uczulić ich na polu walki aby mogli w czas uciec. Mało to było prawdopodobne i Severus domyślał się o co tak naprawdę chodziło Evanescuntowi.
          -I jest on zakazany, jak sama nazwa wskazuje! Nie mam zamiaru się tam udawać -uniosła dumnie głowę i westchnęła ciężko.
          Smark wzruszył ramionami i uśmiechnął się sam do siebie. Ruda pewnie nie odważy się na skorzystanie z rzekomego działu, ale on? Czemu nie. Będzie mógł później zaoferować jej swoją pomoc i wiedzę, a dla tych cennych chwil jest zdolny zrobić wszystko.

12 komentarzy:

  1. Hej :)
    Przepraszam że dopiero dzisiaj komentuje ale cały wczorajszy dzień i połowę dzisiejszego przeleżałam w łóżku. Nienawidzę chorować.
    Rozdział superowy choć nie za dużo się działo ;)
    Te dynie Hagrida zawsze mnie śmieszą :D a jeszcze teraz gdy okazało się, że daje im imiona hehe ;)
    Ten nowy nauczyciel ... trochę przypomina mi moją nauczycielkę od matmy z liceum ;) też każdy się jej bał. I miał za psychopatę.
    Ale jeśli uczył się w Durmstrangu musi to znaczyć, że zna się na rzeczy.
    Snape chce zaimponować rudej? Szczęścia życzę.
    Okej, to morza weny życzę i do usłyszenia. I dzięki za komentarz u mnie.
    I fajnie że list od ojca Jamesa również ,,wykonałaś'' sama ;) masz plusa. Wnosisz tyle oryginalności w swoim blogu że dziwię się dlaczego tam mało komentarzy się tutaj pojawia. Możesz być pewna, że we mnie masz wierną fankę.
    Jeszcze raz pozdrawiam :) Aleks

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej ;) Oczywiście jest bardzo przyjemnie jak pojawiają się komentarze, ale wiem że to nie najważniejsze, widzę że są wyświetlenia, ludzie obserwują, więc mam nadzieję, że czytają ;P Zachęcam do komentowania, zostawiania swojej opinii, snucia domysłów, ale przede wszystkim do czytania ;P
      Dziękuję, staram się jak mogę ;P Nadrabiam tym moje braki ortograficzno- stylistyczno- interpunkcyjne xD (Mam nadzieję, że nadrabiam ;P)
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  2. Cześć :)
    No, nareszcie James podziękował Szponkowi! Cud, że go te sowy nie zjadły, ale tak to już jest, kiedy odwiedza się sowiarnię z takimi przysmakami...
    O nie, spodziewałam się raczej, że ekscentryczny wygląd nowego profesora niczego nie przesądza i Igitur zdoła wiele nauczyć Hogwartczyków, zwłaszcza w tak trudnych czasach, a okazuje się, że odwrotnie! Już sam fakt, że zgłosił się od razu po morderstwie poprzedniego kandydata, jest niepokojący, nie mówiąc już o jego fascynacji czarną magią. Nic dziwnego, że spodobał się Severusowi :) Właściwie jego plan, żeby pomóc Lily w pracy domowej (skądinąd potwornie trudnej) był całkiem sprytny, ale obawiam się, że zbyt głęboka wiedza na temat czarnej magii może wywołać efekt przeciwny do oczekiwanego.
    Z pozdrowieniami
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej ;) No nie przemyślał tego do końca ;P Dobrze, że go T-Rex wyprowadził ;P
      Och tak, Igitur chyba swoją całą osobowość przelał na swój wygląd, przykro mi że się zawiodłaś, Evanescunt jest mocno i dość jasno definiowany ;) Muszę przyznać, że jest to kolejna osoba pod którą położyłam bardzo solidne fundamenty. Do tej pory na jego temat pojawiły się dwie 'informacje', pozornie ze sobą nie powiązane, jednak gdy się je połączy wyjaśnia to pewną sprawę której nie rozjaśniła Rowling. Powiem tylko, że profesor swoje główne zadanie właściwie już wykonał, a jego skutki w głównej mierze zobaczymy dopiero za czasów Harrego ;P
      Severus ma 'dobre' zamiary, ale co z tego wyjdzie? Zobaczymy w nastepnym rozdziale ;P
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  3. Witam, witam. Trafiłam tutaj, nie będę ukrywać, przez czysty przypadek. W pierwszej chwili byłam niechętna, bo podejrzewałam, że to blog o Huncwotach jak wiele innych. I z zadowoleniem stwierdzam, że się pomyliłam. Niby to popularny temat, ale Ty wyciągnęłaś coś nowego. Podoba mi się to, że nie ograniczasz się tylko do samego opowiadania, ale też ogłaszasz nowości ze świata Harry'ego Pottera.
    Zakładka z bohaterami jest CUDOWNA! Świetnie dobrane zdjęcia do bohaterów. Brawo. Jedyne do czego mogę się przeczepić, to brakuje mi jakichś opisów bohaterów. Planujesz coś takiego?
    No i hit - Prorok Niecodzienny. Sama robisz grafikę? Jeżeli tak, to chylę czoła. Zarówno wykonanie jak i sam pomysł są świetne
    A teraz o tym rozdziale. Profesor Evanescunt jest niesamowity. Trochę kojarzy mi się ze Snape'm znanym z Kamienia Filozoficznego - taki tajemniczy i burkliwy. Ale może to tylko moje wrażenie.
    Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy
    Słodka Wariatka [remus-lupin-i-wojny-czarodziejow.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej ;)
      Nie planuję wprowadzać opisów bohaterów, myślałam jedynie nad wstawieniem ciekawostek ich dotyczących, ale to jeszcze w przyszłości co by nie zdradzać za wcześnie tajemnic bohaterów ;P
      Tak, grafikę do Proroka Niecodziennego robię sama, dzięki wielkie za miłe słowa ;)
      Evanescunt z pewnością przypadł do gustu Snape'owi, kto wiem, może w przyszłości będzie się na nim wzorował? ;P
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  4. Hej,
    Przepraszam, że tak późno, ale jak zwykle mam masę zaległości i trochę to trwało, aż się tutaj zjawiłam. W każdym razie, zdążyłam już wczoraj przeczytać i skomentować poprzedni rozdział, a teraz przechodzę do tego.
    Zacznę może od tego, że wydawało mi się, że był krótszy od piątego, ale nie narzekam, bo mam tak mało czasu, że dla mnie to nawet lepiej :) A może tak szybko mi się czytało, że nie zauważyłam, kiedy skończyłam? To bardzo możliwe, bo piszesz naprawdę ciekawie.
    Spodobał mi się ten list od ojca Jamesa. Chociaż jestem na telefonie i nie mogłam go powiększyć, więc musiałam go otworzyć w nowej karcie. Fajny pomysł, że dodałaś go jako zdjęcie. Miałam mały problem z odszyfrowaniem tej czcionki, ale to nawet jeszcze lepiej, bo wygląda jak pisany ręcznie ♡ W sumie to miałam problem tylko z literą "z", bo miała taki zawijas :D Ale nieważne :)
    Dodam jeszcze, bo mi się przypomniało, że szkoda mi Remusa. Tak się przejmuje tą sytuacją i się obwinia, a nie powinien. Biedny ♡
    Miło ze strony Jamesa, że chciał się jakoś odwdzięczyć jastrzębiowi...
    Jeju, znowu mi się coś przypomniało nie po kolei. Albo nie. Jednak dobrze.To zaraz ^^
    Podobało mi się to, jak opisałaś nauczyciela od OPCM. Nawet Hagrid czuł się przy nim nieswojo.
    Widzę, że odwołałaś się do tego tekstu o rodzicach Jamesa, który czytałam jakiś czas temu. (Chociaż już nie pamiętam szczegółów). Fajnie, że nie przedstawiłaś ich jako Doreę i Charlusa, tylko trzymasz się tej jakby "nowej" wersji. Pewnie plotę głupoty, więc nie zwracaj na mnie uwagi. A przynajmniej od tego fragmentu o rodzicach, aż dotąd :)
    Myślę, że ten nowy nauczyciel ma całkiem ciekawy charakter i zastanawiam się, jak dalej potoczy się jego wątek. Przypomina trochę Moody'ego/Croucha Jr. (idk, czy dobrze napisałam), ale wydaje się bardziej mroczny. Ciekawe, że akurat Lily przypadło opisanie obronnego działania Miłości :) Mam nadzieję, że znajdzie odpowiednie książki i wykona zadanie.
    Dodam jeszcze, że zauważyłam w tym rozdziale, że czasem pozjadałaś przecinki. Szczególnie przed wyrazami "który", "którym", itd. Poza tym świetnie ♡
    Przepraszam jeszcze raz za takie opóźnienie i pozdrawiam gorąco :*
    Weny!
    Optimist

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej ;)
      Tak, ten rozdział wyszedł trochę krótszy, teraz żałuję, że nie wrzuciłam do niego trochę więcej bo z kolei następny wyszedł mi długaśny, ale jakoś to poukładam ;P
      Informacje od Rowling ujrzały światło dzienne w takim momencie w moim opowiadaniu, że nie było jeszcze problemu z wcieleniem ich w życie, tylko raz użyłam imienia ojca Jamesa, więc bez problemu mogłam go zmienić. Przyznam, że Rowling trochę poprzestawiała mi szyki, moje opowiadanie nie zgodzi się z nią w stu procentach, ale nie będę zdradzać szczegółów ;P
      Niestety interpunkcja nie jest moją mocną stroną ;P Staram się jak mogę, ale widać jakie są tego skutki ;P
      Nie musisz przepraszać, bardzo mi miło, że znajdujesz czas na odwiedzanie mojego bloga, nie ważne kiedy ;P
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  5. Może nie komentowałam, ale czytać, czytałam i nawet mi się podobało. Tyle, że ostatnio porzuciłam swoje konto na bloggerze, a pisać jako anonim jakoś nie chciałam.
    Przyznam, że wcześniej przeszkadzało mi to, że dialogi zaznaczasz pogrubioną czcionką. Ale teraz nawet mi się to podoba.
    No i uwielbiam to jako urozmaicasz rozdziały np. takim listem. Nie chodzi o samo fakt, że James dostał od ojca wiadomość, ale to w jaki sposób je przedstawiasz. Po prostu bardzo lubię te twoje Proroki i w ogóle.
    Miłego życia życzę no i weny!

    red-flour.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo ;) Miło, że dalej tu zaglądasz ;P Ciesze się też na wiadomość, że niedługo wracasz, a więc życzę suchej klawiatury, luzu w szkole, weny i huncwotów!
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  6. Ach, ten Severus. Czego on nie zrobi, żeby zaimponować Lily? Zawsze łamie mi się serce, kiedy pomyślę o tej postaci. Tyle wycierpiał, zarówno w dzieciństwie, jak i w dorosłym już życiu. Częściowo bez winy, a częściowo z powodu swoich własnych błędów. To chyba najtragiczniejsza postać całej serii, tak sądzę, chociaż tragizmu w niej nie brakuje.
    Co do opowiadania, to myślę, że nowy profesor jeszcze nieraz nas zaskoczy. Na pierwszy ogień wybrał Zaklęcia Niewybaczalne, ale wydaje mi się, że ma jeszcze wiele w zanadrzu. W końcu sam się zgłosił na to stanowisko i wydaje się z tego powodu całkiem zadowolony.
    Ogromny plus za ten list, jest super. Ja jestem totalnie lewa, jeśli chodzi o tego typu sztuczki, więc tym bardziej podziwiam.
    Pozdrawiam i czekam na więcej!

    /a-window-to-the-past/

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakiś ten profesor podejrzany 0.0 lubię Twojego Jamesa :D

    OdpowiedzUsuń